Sejmowa Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich przegłosowała wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego Zbigniewowi Ziobrze. Głosowanie poprzedziła ogromna awantura. Przez cztery godziny posłowie PiS paraliżowali prace komisji. Prowadzącemu obrady Stefanowi Niesiołowskiemu zarzucili, że traktuje ich „z buta”.
Posłowie PiS-u tłumnie przyszli na posiedzenie i od samego początku próbowali stosować najróżniejsze fortele i wybiegi. Sięgali po regulaminy, przepisy, zwyczaje, odwoływali się też do zdrowego rozsądku - przekonywali przede wszystkim, że posiedzenie nie powinno się odbywać, bo nie ma samego zainteresowanego. Zbigniew Ziobro nie został bowiem na czas powiadomiony. Ale pozostali posłowie byli głusi na te argumenty. Słowne przepychanki i połajanki trwały już od godz. 10. Oto krótki fragment poselskich możliwości:
Przed godz. 14 posłowie partii Kaczyńskiego postanowili opuścić obrady komisji. O co chodzi w tej wojence na ul. Wiejskiej? O tym reporter RMF FM Konrad Piasecki:
Prawo i Sprawiedliwość postanowiło złożyć wnioski o odwołanie marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego i wicemarszałka Stefana Niesiołowskiego. To efekt starć w komisji regulaminowej. PiS chce odwołać marszałków, bo to oni forsowali tempo prac nad wnioskiem o odebranie immunitetu byłemu ministrowi. Komorowski zwołał nadzwyczajne posiedzenie komisji, a Niesiołowski doprowadził do głosowania nad wnioskiem.
Odpowiedzią PiS było najpierw wyjście z sali obrad, a następnie deklaracja o złożeniu wniosku o odwołanie marszałków. Dziś do Sejmu wrócił duch generała Kiszczaka. To, co zrobili marszałkowie, to łamanie konstytucji i wszystkich parlamentarnych zasad - grzmiał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Bronisław Komorowski w chwilę później stwierdził, że PiS wskrzesza ducha Samoobrony, a on musi dbać oto, by parlament mógł normalnie pracować.
Zbigniewa Ziobro nie było w środę w Sejmie. Na konferencji prasowej w Krakowie tłumaczył się ze swojej absencji na Wiejskiej. Były minister sprawiedliwości zaznaczył, że rozmawiał we wtorek z przewodniczącym komisji regulaminowej. Od niego miał dowiedzieć się o tym, że są problemy ze znalezieniem odpowiednio dużej sali i że posiedzenie komisji odbędzie się raczej po wakacjach. O nadzwyczajnym zebraniu sejmowej komisji dowiedział się przed południem.
Ziobro ma swoją teorię na ten temat. Uważa, że politycy PO wiedzieli o tym, że chce mówić w Krakowie o korupcji wśród działaczy Platformy. Nagłe zebranie komisji regulaminowej miało sprawić, że odwoła spotkanie z dziennikarzami i wróci do Warszawy.
We wtorek na obrady komisji - odbywające się w małej salce - przyszło około stu posłów PiS. Doszło do kłótni. Posiedzenie przerwano i zapowiedziano, że sprawą Ziobry komisja zajmie się po wakacjach. W środę ta decyzja została zmieniona przez Prezydium Sejmu.
Marszałek Bronisław Komorowski stwierdził, że wtorkowa blokada obrad przez posłów PiS to "niebezpieczna droga". Mówił też, iż Ziobro nie chciał przyjąć wniosku prokuratury ws. immunitetu. Przez kilka dni wyłączał telefon, a pracownicy jego biura odmawiali przyjęcia dokumentu. Mówię to z prawdziwą troskę, bo od polityków oczekuję chociaż minimum odwagi cywilnej - podkreślił.
O uchylenie immunitetu Ziobrze wniosła płocka prokuratura; chodzi o śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego poprzez rozpowszechnianie informacji z innego postępowania prokuratorskiego.
Sprawa związana jest z postępowaniem dotyczącym mafii paliwowej. Informacje z tego śledztwa zreferował prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu krakowski prokurator Wojciech Miłoszewski (do sądu dyscyplinarnego przy Prokuratorze Generalnym skierowano wniosek o uchylenie mu immunitetu prokuratorskiego), a w całej sprawie pośredniczył ówczesny minister sprawiedliwości, prokurator generalny, Zbigniew Ziobro.