Polskie rządowe strony internetowe nie są dobrze zabezpieczone - twierdzi „Dziennik”. Przejęcie serwisów Sejmu, resortu obrony, czy MSWiA to kwestia kilku godzin. Dla hakerów otwarte są też strony MSZ, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i Centralnego Biura Śledczego.
Dziennikarze przetestowali je przy pomocy narzędzia udostępnionego w Internecie przez amerykańską instytucję. I gdzie pojawiło się czerwone światło? Najwyższy stopień zagrożenia wystąpił na stronach BBN, MON i MSZ.
Jak twierdzą eksperci, sposobów na prowadzenie cybernetycznej wojny jest wiele. Można zablokować stronę, doprowadzić do wycieku strategicznych informacji, zniszczyć przechowywane na serwerach dokumenty, a nawet uniemożliwić funkcjonowanie danej instytucji. Jest w stanie dokonać tego zaledwie kilka osób - wymienia jeden ze specjalistów.