Ponad półtorej godziny trwało w Warszawie spotkanie rządowego zespołu zarządzania kryzysowego. "Duży opad w niektórych regionach jest coraz bardziej realny" - powiedział Donald Tusk. Hydrolodzy i synoptycy ostrzegają, że w ciągu najbliższych godzin najwięcej deszczu spadnie na południu Polski. Szef centrum Janusz Skulich był dziś na zagrożonych terenach. Już zapadła decyzja m.in. o poprawie zabezpieczeń Sandomierza.
Chodzi o miejsca w Sandomierzu, gdzie trzy lata tamu woda wdarła się do miasta. Zapadła decyzja o podniesieniu wałów na Wiśle od strony Tarnobrzega. Obwałowania mają zostać obłożone i nadbudowane workami z piaskiem oraz specjalną włókniną. Po zakończeniu posiedzenia rządowego zespołu kryzysowego na tereny, które mogą być zagrożone podtopieniami, czy zalaniem na Podkarpaciu pojadą ministrowie spraw wewnętrznych a także komendant główny straży pożarnej.
Największe wzrosty stanów wody spodziewane są na terenie województw podkarpackiego, małopolskiego, śląskiego, świętokrzyskiego i lubelskiego. Synoptycy ostrzegają, że sytuacja jest poważna. IMiGW prognozuje, że w ciągu najbliższych 12 godzin spadnie lokalnie 40 litrów deszczu na metr kwadratowy. Prawdopodobieństwo spełnienia się takiego scenariusza IMGW ocenia na 90 proc.
Rzecznik komendanta głównego PSP Paweł Frątczak poinformował, że decyzją komendanta w stanie gotowości są kompanie przeciwpowodziowe z pięciu województw (podlaskiego, mazowieckiego, kujawsko-pomorskiego, łódzkiego i wielkopolskiego) oraz słuchacze czterech szkół pożarniczych (z Krakowa, Bydgoszczy, Poznania i Częstochowy). Mogą oni w każdej chwili wspomóc strażaków w zagrożonym rejonie. Chodzi w sumie o ok. 470 strażaków, 50 aut i sprzęt - łodzie, pontony, zapory przeciwpowodziowe.
Zbiorniki retencyjne powinny pomieścić tę ilość wody, która przybędzie w wyniku opadów - twierdzi prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Witold Sumisławski. Jego zdaniem, na podstawie prognoz Zarząd Gospodarki Wodnej dostosowuje sposób swojego działania oraz przygotował modele hydrologiczne i scenariusze działania dla zbiorników w tych regionach kraju, gdzie prognozowane są intensywne opady.
Najmniejsza rezerwa - ze względu na opady - jest na zbiorniku Besko na Wisłoku (Podkarpackie), ale już została odbudowana. Jeszcze wczoraj wynosiła poniżej 90 proc., teraz wynosi 112 proc. i cały czas jest powiększana. Dla kluczowych zbiorników takich jak Tresna na Sole (Ślaskie) i Chańcza na Czarnej Staszowskiej (Świętokrzyskie) rezerwa wynosi ponad 150 proc., ale - jak dodał Sumisławski - dyrektor regionalnego zarządu gospodarki wodnej wystąpił o zgodę na zwiększenie zrzutu wody. Według tych modeli, które posiadamy, zmieścimy to, co przypłynie, w naszych zbiornikach - powiedział. Rezerwa w zbiornikach retencyjnych w całym kraju wynosi 909 mln metrów sześciennych, podczas gdy wymagana rezerwa to 591 mln.
6 miliardów 300 milionów złotych przeznaczono z budżetu państwa na usuwanie skutków powodzi z 2010 roku. Najwyższa Izba Kontroli ocenia jednak, że były to działania doraźne, bo brakuje rozwiązań systemowych. Skupienie się na wałach, jako głównej ochronie przed powodzią, to przestarzałe myślenie - powiedział reporterowi RMF FM Krzysztofowi Zasadzie Paweł Biedziak z NIK. Powinno się stawiać na rozbudowę zbiorników retencyjnych a te inwestycje są opóźnione - dodaje.
Ważnym elementem walki z wielką wodą jest tworzenie polderów - czyli terenów, które w kontrolowany sposób można zalać. Największym problemem jest jednak brak planów zagospodarowania przestrzennego w zagrożonych gminach - podkreśla Biedziak. Takie plany obejmują jedynie 12 procent zagrożonych obszarów. Dodatkowo, tylko w jednej trzeciej przypadków wprowadzono w gminach zakazy, czy ograniczenia zabudowy na terenach zalewowych.
(ug)