Krzysztof Rutkowski przyznał, że z katowickiej prokuratury miał otrzymywać poufne informacje o śledztwie prowadzonym przeciwko mafii paliwowej - pisze "Gazeta Wyborcza". Detektyw jest podejrzany o związki z paliwową mafią i pranie brudnych pieniędzy.

Rutkowski tydzień temu trafił do aresztu w Bytomiu. Podczas drugiego przesłuchania poszedł na współpracę z katowickimi prokuratorami. Zeznał, że miał otrzymywać poufne informacje na temat śledztwa prowadzonego przeciwko Henrykowi M., śląskiemu baronowi paliwowemu. Dotarła do niego m.in. lista firm paliwowych, przeciwko którym organa ścigania planowały kontrole, był też informowany o ich wynikach.

Według informacji "GW" Rutkowski miał w prokuraturze w Katowicach dwóch informatorów. Jeden w dalszym ciągu tam pracuje, drugi odszedł. Detektyw na razie nie zdradził ich nazwisk. To jego atut w negocjacjach w sprawie obniżenia kary.

Sprawa jest tak poważna, że Rutkowski na każde przesłuchanie jeździ teraz w kamizelce kuloodpornej. ABW obawia się, że ktoś może próbować go zabić.

W śledztwie przeciwko Rutkowskiemu pojawił się także inny wątek. Śledczy sprawdzają, czy detektyw zorganizował tajną operację, która miała zdyskredytować ministra Zbigniewa Ziobro.