Rodziny trzech zastrzelonych policjantów będą się domagały ukarania dowodzących akcją ratunkową w sieradzkim więzieniu - zapowiada "Dziennik Łódzki". Ofiary strażnika prawie dwie godziny wykrwawiały się na dziedzińcu, a koledzy umierających próbowali negocjować z desperatem.
Gdyby podjęli bardziej zdecydowane działania, przynajmniej jeden policjant mógłby przeżyć. Są o tym przekonani bliscy jednej z ofiar tragedii. Chcą zaskarżyć władze więzienia, policję i lekarzy, czyli wszystkich, których obarczają winą za zbyt powolną akcję ratunkową.
Rzeczniczka KWP w Łodzi Magdalena Zielińska twierdzi, że akcja przeprowadzona była wzorowo: Sądzę, że właśnie dzięki dobrze przeprowadzonej akcji udało się uniknąć kolejnych ofiar. W akcji wzięło udział 226 policjantów z Sieradza i Łodzi oraz oddział antyterrorystyczny. Były też 32 radiowozy, wóz opancerzony i śmigłowiec.
Taka armia dobrze uzbrojonych i przeszkolonych ludzi przez dwie godziny nie mogła uporać się ze zdesperowanym 28-latkiem. Tymczasem zegar tykał. Dla śmiertelnie rannych ważna była każda minuta. Czy policjanci wyciągną wnioski z tej tragedii? Czy przestaną się obawiać strzelać do przestępców - pyta "Dziennik Łódzki".