Komisja orlenowska zdecydowała, że zawiadomi prokuratura generalnego o możliwości popełnienia przestępstwa przez Włodzimierza Cimoszewicza. Chodzi o złożenie fałszywego oświadczenia majątkowego. Wczoraj posłowie przesłuchali marszałka Sejmu.
Przesłuchanie Włodzimierza Cimoszewicza rozpoczęło się tuż po godzinie 9. Serię pytań otworzył przewodniczący komisji, Andrzej Aumiller. Kolejny kwadrans należał do Zbigniewa Wassermanna, który pytał Cimoszewicza o sprawę zakupu akcji PKN Orlen za pieniądze pożyczone od rodziny. Wzrost napięcia spowodowało pytanie, do kogo należały pieniądze, przeznaczone na akcje, a do kogo zakupione już udziały.
Marszałek przy każdej okazji manifestował swoją wrogość wobec komisji. Widać to było chociażby po aroganckich odpowiedziach udzielanych śledczym. Cimoszewicz stwierdził, że od czasu objęcia teki ministra w rządzie Leszka Millera nikt mu nie doradzał, zatem decyzję o sprzedaży akcji podjął sam.
Cimoszewicz podczas przesłuchania pokazywał się z jak najgorszej strony. Zachowywał się tak jakby miał monopol na wiedzę. Nieustannie pouczał członków komisji, ignorował opinie ekspertów, zwłaszcza wtedy, gdy padało pytanie, na które najwyraźniej, nie chciał odpowiadać. Posłuchaj:
Marszałek wykazał się również brakiem wiedzy o polskim imporcie ropy. Nie wiedział, jaki procent tego surowca sprowadzany jest do naszego kraju z Rosji.
Marszałek zaprzeczał także, jakoby miał jakiekolwiek informacje na temat planów zmian personalnych w koncernie naftowym. Miesiąc po tym, jak sprzedał udziały PKN Orlen, zatrzymany został były prezes spółki, Andrzej Modrzejewski. Jednak Cimoszewicz wyjaśniał, że nie wiedział nic ani o przygotowaniach do zatrzymania, ani o okolicznościach podjęcia takiej decyzji.
Spięcie spowodowały także pytania o znajomość z Andrzejem Hermanem, który na przełomie roku 2001 i 2002 był przewodniczącym rady nadzorczej PKN Orlen. Marszałek przyznał, że Hermana zna dobrze. Zgodnie z zeznaniami Wiesława Kaczmarka, złożonymi przed prokuratorem, marszałek miał rekomendować Hermana, dzięki czemu szef rady nadzorczej PKN zachował stanowisko. Włodzimierz Cimoszewicz temu zaprzeczał.
I choć Cimoszewicz zapewniał, że ze sprawą Orlenu nie ma nic wspólnego, okazuje się, że było o co pytać. Posłuchaj relacji naszej reporterki:
Przesłuchiwanie Włodzimierza Cimoszewicza zakończyło się za zamkniętymi drzwiami. Było to związane z brakiem odpowiedzi marszałka na pytania stawiane przez śledczych. Członkowie komisji byli zainteresowani kwestiami polityki energetycznej kraju, a także stosunkami z Rosją w kontekście ewentualnych transakcji paliwowych. Cimoszewicz mówił kilka razy, że może się na te tematy wypowiedzieć jedynie po zwolnieniu z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej i w trybie tajnym. W związku z tym przewodniczący komisji, Andrzej Aumiller, zarządził przerwę, by porozumieć się z premierem, który może zwolnić Cimoszewicza z tajemnicy.
Pod koniec przesłuchania śledczy orlenowskiej komisji zdecydowali, że zawiadomią prokuratura generalnego o możliwości popełnienia przestępstwa przez Cimoszewicza. Miałoby być związane z pominięciem w oświadczeniu majątkowym z 2002 roku dochodu ze sprzedaży akcji PKN Orlen. Cimoszewicz nie wpisał w nim zakupionych przez siebie akcji Orlenu. Wspomniane udziały marszałek kupił dla córki i sprzedał z zyskiem na przełomie 2001 i 2002 roku. Również wtedy UOP domagał się od prokuratury, by postawiła szefowi Orlenu zarzuty ujawnienia tajemnicy giełdowej. Według niektórych śledczych, Cimoszewicz, wówczas jeden z ważniejszych ministrów w rządzie Leszka Millera, mógł o tym wiedzieć. Sprzedaż mogła być powodowana obawą przed spadkiem kursu akcji.
Przypomnijmy. Sobotnie przesłuchanie marszałka to już drugie podejście orlenowskiej komisji. 9 lipca, podczas pierwszej próby przesłuchania marszałka, Cimoszewicz oskarżył o stronniczość niemal wszystkich członków komisji, z wyjątkiem Zbigniewa Witaszka, i zażądał wyłączenia ich z przesłuchiwania. Cimoszewicz argumentował, że w takim przypadku nad jego wnioskami powinno głosować Prezydium Sejmu.
Sejmowe gremium uznało jednak, że marszałek ma stanąć przed komisją, ponieważ złożone przez niego wnioski są „błędne ustawowo”.