Jutro o godzinie 13 odbędą się negocjacje przedstawicieli grupy, która samowolnie zajęła pustostan na rogu Hożej i ks. Skorupki w Warszawie, z władzami miasta. Rano kilkadziesiąt osób zabarykadowało się w budynku. Doszło do przepychanek z policją, lekko ranny został funkcjonariusz.
Budynek, w którym mieszka około 50-60 squatterów, to opuszczona przychodnia w centrum Warszawy. Miasto - właściciel budynku - poprosiło rano policję o usunięcie z pustostanu dzikich lokatorów. Po południu zapadła jednak decyzja o wycofaniu funkcjonariuszy. Władze stolicy liczą, że sprawę uda się załatwić polubownie. Jutro przedstawiciele władz Warszawy mają rozmawiać ze squatterami.
Na razie nie zapadła decyzja, czy okupujący opuszczą budynek dobrowolnie. Rano, gdy funkcjonariusze próbowali ich wyprowadzić, doszło do przepychanek. Część squatterów weszła na dach. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Dwie osoby zostały zatrzymane. Próbowali przerwać kordon policjantów i zaatakowali funkcjonariuszy. W naszym kierunku poleciały też z dachu budynku plastikowe butelki wypełnione wodą - powiedział rzecznik stołecznej policji Maciej Karczyński.
Agnieszka Kłąb ze stołecznego ratusza przypomniała, że w ubiegłym tygodniu wiceprezydent miasta Włodzimierz Paszyński wystosował do squattersów zaproszenie do rozmowy w sprawie squatu Elba przy ul. Elbląskiej, skąd zostali usunięci w połowie marca. Squatterzy to zaproszenie odrzucili.
Budynek dawnej poradni chorób płuc i gruźlicy, który zajęli squatterzy, znajduje się na miejskiej działce, która przeznaczona jest do zwrotu dawnym właścicielom. Decyzja w tej sprawie jednak dotąd nie zapadła. Miasto zarządza budynkiem od stycznia. Nie wiadomo, jaki jest jego stan techniczny. Można jednak domniemywać, że zagraża on bezpieczeństwu znajdujących się tam ludzi - dodała Kłąb.