Zakończył się szczyt społeczny w Pałacu Prezydenckim. Po obradach Lech Kaczyński stwierdził, że gdyby nie jego inicjatywa, rząd w ogóle nie zająłby się dzisiaj pakietem antykryzysowym.
Śmiem sądzić, że bez tego szczytu, posiedzenie Rady Ministrów miałoby taki program, jak na wstępie, więc bez tego punktu - powiedział prezydent:
Rządowy pakiet, który najpóźniej do końca kwietnia ma trafić do Sejmu zakłada m.in. ruchomy czas pracy i ograniczenie umów na czas określony.
Donald Tusk gościł zaledwie godzinę na organizowanym przez prezydenta szczycie. Premier przyjechał do Pałacu Prezydenckiego w ostatniej chwili i musiał szybko wracać na posiedzenie rządu, które specjalnie przerwał. Wcześniej przedstawił dziennikarzom i Lechowi Kaczyńskiemu pakt antykryzysowy. Całe zamieszanie wygląda jak przeciąganie liny miedzy premierem a prezydentem, o to, kto szybciej zaprezentuje swój antykryzysowy plan. Prezydent chciał coś ogłosić światu, na razie nie wiadomo jednak co, bo planował to zrobić po szczycie. Podpierając się zgromadzonymi autorytetami, miał w świetle kamer wkroczyć na poletko premiera.
Tusk nie lubi takich wycieczek, więc zaprezentował wcześniej zaprezentować swój pakiet i zdominować dyskusję o kryzysie. Na takie siłowanie zanosiło się od początku. Lech Kaczyński na termin spotkania wybrał wtorek, który jest tradycyjnym dniem posiedzeń rządu. Postawiony pod ścianą szef rządu długo utrzymywał prezydenta w niepewności, nie chcąc jasno zadeklarować swojego przyjścia. Zrobił to więc w ostatniej chwili, na pół godziny przed szczytem.