Polska będzie zabiegała o udział naszych ekspertów w śledztwie dotyczącym katastrofy na Morzu Północnym. Trzeba jednak poczekać na ustalenia, kto dokładnie będzie badał przyczyny wypadku. Statek Baltic Ace zatonął w środę. Zginęło dwóch polskich marynarzy, trzech nie udało się odnaleźć.
Możliwość udziału Polski w wyjaśnianiu katastrofy daje dyrektywa Parlamentu Europejskiego, i zgodna z nią, nowa ustawa o Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich. Powołując się na nią Polska, jest krajem szczególnie zainteresowanym wyjaśnieniem szczegółów katastrofy. W związku z tym, że wypadek miał miejsce na wodach międzynarodowych, to zgodnie z prawem europejskim i międzynarodowym organem uprawnionym do badania wypadków morskich jest organ państwa bandery statku - w tym przypadku albo Cypru albo Bahamów. To one muszą między sobą uzgodnić, który organ będzie kierował badaniem. Polska, jako "państwo istotnie zainteresowane" będzie zabiegała o to, aby dołączyć do badania wypadku prowadzonego przez Cypr lub Bahamy - wyjaśnia i zapowiada Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.
Dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni Andrzej Królikowski uważa, że wyjaśnienie przyczyn i pozyskanie wiedzy na temat katastrofy jest wręcz obowiązkiem polskiej administracji. Częścią załogi Baltic Ace byli Polacy. Mało tego, statkiem dowodził Polak. I jeszcze trzecia, bardzo istotna sprawa, niestety, Polacy zginęli. Dwóch na razie wiemy, że zginęło, natomiast 3 jest zaginionych. Nie wiem czy strony zgodzą się, żebyśmy uczestniczyli, ale powinniśmy o to zabiegać - mówi Królikowski.
Co ważne, możliwe jest, że w toku śledztwa zostaną pozyskane informacje, które mogą być istotne dla systemu szkolenia marynarzy w Polsce. Każda katastrofa skutkuje bowiem zmianami mającymi na celu poprawę bezpieczeństwa pracujących na morzu.
Polski kapitan i pozostali uratowani marynarze wrócą do kraju najpóźniej jutro rano. Przedstawiciele armatora zaoferowali im wsparcie finansowe. Rozmawialiśmy o wsparciu finansowym, ale to informacja poufna między rodzinami a armatorem - usłyszała nasza korespondentka od rzecznika armatora Pata Adamsona.
Polacy już wczoraj zostali przesłuchani. Złożyli zeznania w kontekście identyfikacji osób i pomocy dla ofiar. Jeżeli Cypr lub Bahamy, czyli kraje, pod których banderami pływały statki, będą wnioskować, by Holandia w ich imieniu prowadziła śledztwo, to Polacy mogą być poproszeni o powrót i ponownie przesłuchani.
Jak ustaliła nasza dziennikarka, nie będzie postępowania prokuratorskiego w sprawie katastrofy, bo do zdarzenia doszło w strefie ekonomicznej Holandii, ale poza holenderskimi wodami terytorialnymi. Gdyby do katastrofy doszło w pasie 12 mil morskich od wybrzeża, wówczas byłoby to traktowane jak katastrofa na lądzie i wtedy podlegałoby jurysdykcji władz holenderskich, w tym prokuratury.
Armator Baltic Ace poinformował, że prawdopodobnie przyczyną wypadku na Morzu Północnym był błąd ludzki. Kapitan twierdzi z kolei, że niewiele z wypadku pamięta, bo "to była chwila". Sami Holendrzy natomiast przyznają, że w tym miejscu dochodzi raz w miesiącu do kolizji statków, ale niegroźnych. Większość jednostek może później płynąć dalej.
Na pokładzie zatopionego Baltic Ace znajdowały się 24 osoby. Trzynaście z nich - w tym sześciu Polaków - udało się uratować. Jak dotąd odnaleziono ciała pięciu ofiar katastrofy, było wśród nich dwóch Polaków. Za zaginione uważa się obecnie sześć osób, w tym trzech Polaków.