Nawet kilkaset osób mogło paść ofiarą fałszerzy kart płatniczych, zatrzymanych dziś przez CBŚ z Gdańska. 5-osobowa szajka okradała nie tylko Polaków, ale także Niemców, Norwegów i Turków. Policja zaznacza, że to nie koniec zatrzymań.
Nie wiadomo dokładnie, ile osób padło ofiarą siatki – na razie ustalono, że kilkaset. Seria zatrzymań zaczęła się na przełomie stycznia i lutego od 35-letniego pochodzącego ze Skandynawii mieszkańca Gdyni. Znaleziono u niego białe plastiki, na które naniesione zostały skopiowane wcześniej paski magnetyczne, pochodzące z prawdziwych kart płatniczych. I od tego zaczęło się śledztwo CBŚ.
Zatrzymani są recydywistami. Zatrudniali się jako barmani, kelnerzy czy sprzedawcy – wszystko po to, by mieć dostęp do kart płatniczych. Upatrzyli sobie Łódź i okolice.
W akcji CBŚ uczestniczyli antyterroryści z Łodzi – obawiano się, że przestępcy mogą być uzbrojeni. Policja zabezpieczyła też sprzęt, którego fałszerze używali do okradania.
A zabezpieczeniem przed oszustami mogą być przenośnie terminale w lokalach. Jak sprawdził reporter RMF Maciej Pałahicki, takie urządzenia można znaleźć w większości znanych restauracji na często odwiedzanych przez turystów zakopiańskich Krupówkach. W pozostałych lokalach kelnerzy zapewniali, że karta nie schodzi z oczu klienta. Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy trzeba gonić personel znikający z naszą kartą na zapleczu. Tłumaczenie wówczas jest takie: Tu mamy jedyny w lokalu terminal.
Nie wszyscy są jednak przezorni. - Różnie. Jak się opiję, to nie pilnuje, a jak się nie opiję, to pilnuję. Plastik to nie pieniądze - mówi jeden z gości restauracji. Jednak jak przekonały się setki poszkodowanych przez rozbitą w Gdańsku szajkę, nie jest to prawda.
Mimo zagrożeń karty wciąż uznaje się za bezpieczniejsze od gotówki. Przekonuje o tym Grzegorz Długosz z PKO BP: Na pasku magnetycznym jest tylko imię i nazwisko, które pojawia się także na karcie, numer karty, data ważności, kilka innych danych technicznych. Nie ma więc tam tego, co chcemy chronić najbardziej – czyli adresu, numeru rachunku czy historii transakcji.
Bankowcy radzą jednak, by kart nie spuszczać z oka. Przenośne terminale mogą okazać się niewystarczającym zabezpieczeniem – wystarczy, że trafią w niepowołane ręce. Banki wprowadzają także systemy wczesnego ostrzegania. - Zaprzęgamy do tego nawet sieci neuronowe, które typują nam zachowania klientów, których do tej pory na karcie nie było widać. Kontaktujemy się wtedy z klientami, by zweryfikować, czy oni rzeczywiście dokonali takich transakcji - tłumaczy Grzegorz Długosz.
Aby takie telefony nie psuły nam humoru, warto przestrzegać kilku zasad bankowego BPH: Nie oddawaj swojej karty niepowołanym osobom, pilnuj, by PIN pozostał Twoją tajemnicą, i żądaj, by transakcji dokonywano na Twoich oczach.