Pięcioosobowy zespół, który miał szukać parlamentarzystów PO, którzy mogliby mieć podobne problemy jak senator Tomasz Misiak, nie spełnił swojej funkcji. Zamiast patrzeć na ręce politykom, zamienił się w klub dobrej rady.
Okazuje się, że nie chodzi już o to, by monitorować pracę posłów, by tak jak senator Misiak nie pracowali nad ustawami, które mogą im przynieść korzyści. Zespół ma bardziej posłów edukować. Warto przypomnieć, że szef klubu powołując go, wskazywał nawet osoby, którym grozi konflikt interesów. To było jednak miesiąc temu, gdy należało zrobić i obiecać wszystko, byle oczyścić Platformę. Ten zespół nie będzie rzucał światła na żadne osoby, czyli on nikogo nie monitoruje, nie lustruje, nie nadzoruje - mówi stojąca na czele zespołu Iwona Śledzińska-Katarasińska.
Na pytanie, po co więc powstał zespół, który miał być wydziałem wewnętrznym w klubie PO, Śledzińska-Katarasińska odpowiada: To samo uświadomienie istoty konfliktu interesu, czy z żoną tak, czy z żoną inaczej. Z żoną oczywiście w biznesie. I tak wydział zewnętrzny zamienił się w klub dobrej rady.