Platforma przegrała wybory w internecie, nie odrobiła lekcji - mówi RMF FM profesor Mikołaj Cześnik, politolog z Uniwersytetu SWPS. I dodaje, że obecne kampanie wyborcze w dużej mierze odbywają się właśnie w sieci, bo tam informacji szuka najmłodsze pokolenie. Tak zwani „hejterzy” są jednym z narzędzi, sposobem na rozsiewanie i pobudzanie negatywnych emocji o kontrkandydacie - dodaje ekspert od marketingu politycznego.

Grzegorz Kwolek: Czy w obecnych czasach można prowadzić skuteczną kampanię wyborczą bez internetu?

Prof. Mikołaj Cześnik: Chyba się tego nie da zrobić. Ostatnie wybory prezydenckie w Polskie, a także kilka innych kampanii na świecie pokazały że tego się nie da zrobić.

A jaka jest rola internetu? Do czego się przydaje?

To jest przede wszystkim medium, które trafia do ludzi młodszych. My, ci którzy internetu nauczyli się jako dorośli ludzie, musimy sobie uświadomić, że rosną nowe pokolenia i wchodzą na rynek wyborczy, dla których internet jest naturalnym środowiskiem. To jest medium, narzędzie za pomocą którego można docierać do młodych

Czy Platforma w tej kampanii przespała internet?

Tak mi się wydaje. W całej kampanii Platforma w ogólnie nie odrobiła lekcji. Nie przeprowadziła poważnych badań, nie rozpoznano rynku wyborczego, nie przyjrzano się uważnie swoim potencjalnym wyborcom i zapomniano też o internecie. To co było, było albo nieskuteczne, było tego mało. W tym medium kandydat Platformy był słabo obecny, albo nieobecny, albo obecny w sposób, który był w stanie zaszkodzić kandydatowi. Podsumowując, właśnie internet jest jednym z tych pól bitew, na których Platforma te wybory przegrała.

Do czego są potrzebni "hejterzy internetowi"? Czy są w ogóle potrzebni w kampanii?

To zależy od punktu widzenia. Obywatele powinni sobie życzyć, żeby ich nie było, albo żeby ich zasięg działania był jak najmniejszy. Ale wiele wskazuje na to, że te negatywne emocje trzeba w sieci podgrzewać, czy może nawet kreować i oni się tym głównie zajmują. Oni są odpowiedzialni za to, żeby ten negatywne informacje o przeciwniku politycznym wzbudzać, pobudzać, produkować.

Na ile „hejty” w internecie są spontaniczne, a na ile są kreowane na zlecenie partii politycznych?


To są dwa procesy, które się nawzajem napędzają. To jest trochę tak, że w walce politycznej gdzieś te negatywne emocje muszą się pojawiać, ale jest też tak, że one są w zaplanowany, „zimny” sposób wykorzystywane.
Trudno oszacować co jest bardziej naturalne, a co jest wykreowane. Trochę inaczej można postawić problem - na ile sobie dajemy miejsce, żeby takie emocje się pojawiły. Ja bym chciał, żeby je jednak z polityki rugować. Mając świadomość, że to się nigdy nie uda w zupełności. Żeby jednak nie skupiać się na tym przede wszystkim, żeby starać się pozytywny przekaz kreować i docierać do wyborcy.
Bo takie mówienie negatywne, co złe, co niefajne psuje dyskurs publiczny i politykę wpędza w mroczną atmosferę. Więc ci, którzy mają nad tym kontrolę i jakiś wpływ powinni dbać o to, żeby te negatywne emocje powściągać i rugować.

(mpw)