Mieszkańcy łódzkiego osiedla im. Montwiła-Mireckiego nie zgadzają się, aby na zielonym skwerze w pobliżu ich mieszkań powstał wielopiętrowy blok. Argumentują, że to ostatnie miejsce, gdzie mogą spotykać się lokatorzy starego osiedla i nowych apartamentowców.

Problem dotyczy około 8 tys. osób - przekonuje mieszkaniec osiedla Krzysztof Janikowski, który jednocześnie jest architektem. Dodaje, że zielony skwer znajduje się na granicy ściśle chronionego obszaru zabytkowego osiedla im. Montwiła-Miereckiego. Zabytku, który jest na skalę Polski unikalny, a najbliższe, podobne osiedle - Siemensstadt w Berlinie - wpisane jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. W związku z tym stawianie takiej marnej jakości architektury, która zniszczy widok osiedla - jest niesłuszne - tłumaczy. Trzeba podkreślić, że w całym tym układzie urbanistycznym, który powstaje w okolicy w związku z budową nowego, dużego osiedla mieszkaniowego, jest to ostatni plac, na którym mieszkańcy starego i nowego osiedla mogą się spotykać. To miejsce, gdzie ludzie mogą dyskutować, mieć pizzerię, małą restaurację. Po wybudowaniu tego koszmaru, nigdy już nie da się odtworzyć tego miejsca. To jest ostatnie miejsce, które możemy ocalić dla mieszkańców i stworzyć zrównoważony układ urbanistyczny - podkreśla Janikowski.

Batalia o ten skwerek toczy się od 6 lat. Jak mówią lokatorzy osiedla im. Montwiła-Miereckiego, do tej pory nie dostali propozycji ze strony władz miasta (które chcą na zielonym placu postawić blok), aby spotkać się na miejscu, porozmawiać, ustalić kompromis. My, jako obywatele chcielibyśmy mieć wpływ na władze, które sami wybraliśmy - mówi Krzysztof Janikowski.

Dopiero dziś wieczorem strony sporu mają się spotkać. Przed tym spotkaniem z mieszkańcami, magistrat nie chciał odnieść się do racji łodzian. 

(mpw)