Dużo słów o dotychczasowych osiągnięciach, obietnice poprawy warunków życia, mało konkretów - tak demokraci oceniają doroczne orędzie o stanie państwa prezydenta George’a Busha.
To, co dziś widzieliśmy i słyszeliśmy, przypominało film „Dzień świstaka” - ta sama ideologia powtarzana raz po raz - oświadczył przywódca demokratów w Senacie - Harry Reid.
Główną część przemówienia Busha zajęły sprawy wewnętrzne. Prezydent obiecał, że do końca swej kadencji zredukuje o połowę deficyt budżetowy, zreformuje system podatkowy i emerytalny.
W polityce zagranicznej Bush wskazywał na potrzebę współpracy z zagranicą, by nakłonić Koreą Północną i Iran do ustępstw. To państwa, które przed 3 laty wraz z Irakiem zakwalifikował do osi zła. Teraz największe niepokoje Busha budzi reżim ajatollahów w Teheranie.
Iran pozostaje głównym państwem świata uprawiającym terroryzm. Chce zdobyć broń nuklearną i odmawia swym obywatelom prawa do wolności, którego potrzebują - mówił Bush.
Jednocześnie Bush wezwał Kongres do zatwierdzenia wielomilionowej pomocy dla Autonomii Palestyńskiej. Jak stwierdził, zmiany we władzach rokują nadzieje na owocny dialog z Izraelem i pokój na Bliskim Wschodzie oraz powstania niepodległego państwa palestyńskiego.
Mimo sugestii niektórych demokratów i ekspertów politycznych, Bush nie powiedział - nawet w przybliżeniu - kiedy wojska USA i koalicji wycofają się z Iraku. Nie ustalimy sztucznych harmonogramów wycofania wojsk, bo tylko ośmieliłoby to terrorystów - powiedział. Odwołanie wojsk - podkreślił - będzie zależeć wyłącznie od postępów w zakresie
stabilizacji i bezpieczeństwa Iraku.
O tym, co dla amerykańskiej polityki zagranicznej oznaczają zawarte w orędziu zapowiedzi, w relacji korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego:
[dzwiek:77898.ra]