"To było robienie z Polaków idiotów" - tak szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer komentuje dzisiejszą konferencję Narodowego Banku Polskiego. Podobnego zdania jest cała opozycja. NBP odmówił ujawnienia pensji współpracownic prezesa Adama Glapińskiego. Według mediów, szefowa departamentu komunikacji i promocji Martyna Wojciechowska zarabia co najmniej 65 tysięcy złotych.
Opozycja będzie domagać się zmiany przepisów. Zapowiada przygotowanie projektu ustawy, który ma wyjąć zarobki dyrektorów NBP "ze strefy mroku". Będzie przyjęta ustawa, która pokaże nie tylko zarobki prezesa Narodowego Banku Polskiego, ale też wszystkich innych jego współpracowników - mówił szef klubu PO Sławomir Neumann. To jest publiczna instytucja, a jej prezes jest publicznym funkcjonariuszem państwa polskiego. To nie jest prywatny bank Prawa i Sprawiedliwość ani Adama Glapińskiego - powiedział Sławomir Neuman z PO.
Według niego "łupienie NBP" obciąża PiS i prezesa tej partii Jarosław Kaczyńskiego. Neumann przekonywał też, że Glapiński powinien zrezygnować z funkcji prezesa NBP, bo "tylko w ten sposób może przerwać upadek NBP, za który odpowiada".
NBP na dzisiejszej konferencji podał tylko średnie zarobki dyrektorów banku, a nie konkretne pensje dwóch pań, o których jest tak głośno.
W statystyce już tak jest, że jeżeli człowiek ma dwie, a pies cztery nogi to średnio mają trzy nogi. Tylko że to nic nie wyjaśnia - dodawała Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.
Dzisiejszą konferencją prasową nie jest usatysfakcjonowany nawet PiS. Senator Jan Maria Jackowski domaga się od NBP konkretów. Dla mnie jest ważne, co będę miał napisane czarno na białym odpowiedzi na konkretne pytanie, jakie zadałem - mówił nam.
Chodzi o pytania, jakie Jan Maria Jackowski zadał na swojej stronie internetowej Adamowi Glapińskiemu, szefowi Narodowego Banku Polskiego.
- Czy prawda jest, że jedna z współpracowniczek Pana Prezesa zarabia 65 tysięcy zł miesięcznie. Jeżeli nie jest to prawdą, to jakie zarobki miesięcznie z uwzględnieniem wszystkich pochodnych, osiąga ta osoba w NBP.
- Jaki jest zakres obowiązków wzmiankowanej współpracowniczki i jakie posiada kwalifikacje merytoryczne, by realizować te zadania.
Narodowy Bank Polski odmówił opublikowania zarobków współpracowniczek prezesa Adam Glapińskiego. Żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie rozpowszechnianego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wys. ok. 65 tys. zł bądź wyższej - zapewniała Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr w Narodowym Banku Polskim.
NBP z trzech powodów nie chce ujawnić zarobków Martyny Wojciechowskiej, która według mediów miałaby zarabiać 65 tys. złotych. Po pierwsze tajemnica. Po drugie komfort pracowników NBP. Po trzecie nieprzygotowanie dyrektorki działu kadr Ewy Raczko. Jak stwierdziła z rozbrajającą szczerością: miesięcznego wynagrodzenia pani dyrektor Martyny Wojciechowskiej nie poda, bo nie przygotowane jest w oświadczeniu.
Na konferencji prasowej usłyszeliśmy, że średnia pensja dyrektora w NBP to 36-37 tys. zł miesięcznie. Jak zauważa nasz dziennikarz Krzysztof Berenda, średnia to średnia - nie wyklucza zarobków na poziomie 50 czy 60 tys. zł. Bank nie chciał jednak podać rozpiętości wynagrodzeń dyrektorów, która by to wszystko wyjaśniła. Ewa Raczko tłumaczyła, że nie chciałaby, żeby ich dyrektorzy mieli wrażenie, że jeden jest trochę gorszy a drugi lepszy.
Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracowniczkach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł.
Z kolei według ustaleń portalu OKO.press, szefowa departamentu komunikacji i promocji NBP może zarabiać znacznie więcej. Martyna Wojciechowska ma bowiem dostawać też 11 tysięcy złotych miesięcznie z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, dokąd posłał ją prezes banku centralnego Adam Glapiński.
Wraz z medialnymi informacjami na temat pensji Martyny Wojciechowskiej na Twitterze pojawiły się zestawienia zarobków światowych przywódców. Okazuje się, że dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP zarabia więcej niż premier Wielkiej Brytanii czy prezydenci Francji i Rosji.
Gazeta.pl, powołując się na dane udostępnione na portalu Ig.com, pisze, że Theresa May i Emmanuel Macron zarabiają rocznie równowartość ok. 800 tys. zł. Pensja prezydenta Rosji Władimira Putina to "zaledwie" równowartość ok. pół miliona złotych.