Opinię publiczną rozgrzewa sprawa zarobków dyrektor departamentu komunikacji i promocji NBP Martyny Wojciechowskiej. Wyjaśniamy, skąd wzięła się kwota 65 tys. złotych, podawana jako rzekome zarobki Wojciechowskiej.
O wysokości zarobków Wojciechowskiej informowała "Gazeta Wyborcza". NBP zdementował, jakoby Wojciechowska zarabiała 65 tys. złotych, jednak odmówiono udzielenia informacji, jakie jest jej faktyczne wynagrodzenie.
Żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie rozpowszechnianego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wys. ok. 65 tys. zł bądź wyższej - oświadczyła w środę Ewa Raczko z NBP.
Skąd wzięło się to 65 tysięcy złotych? Z oświadczeń majątkowych, które Wojciechowska składała jako radna województwa mazowieckiego.
Z oświadczenia za 2015 rok wynika, że Wojciechowska, pracując na stanowisku głównego specjalisty w Departamencie Edukacji i Wydawnictw NBP, zarobiła 114 tys. złotych brutto. Wychodzi więc 9,5 tys. złotych miesięcznie.
Z kolei w 2016 roku Wojciechowska zarobiła w NBP już 392 tys. złotych. Skąd ten skok? W sierpniu 2016 r. awansowała na dyrektora Departamentu Komunikacji i Promocji.
Przyjęto, że przed awansem, a więc od stycznia do lipca Wojciechowska dalej zarabiała 9,5 tys. złotych miesięcznie - łącznie 66,5 tys. złotych w ciągu siedmiu miesięcy.
Zatem pozostałą kwotę (392 minus 66,5 = 325,5) Wojciechowska zarobiła w ciągu pięciu miesięcy już jako dyrektor. Wychodzi więc 65,1 tys. złotych brutto miesięcznie (325,5 podzielone 5 = 65,1) - tyle ile podała "Gazeta Wyborcza".
Dlaczego zatem NBP twierdzi, że Wojciechowska zarabia mniej? Możliwym wyjaśnieniem jest to, że dostała podwyżkę jeszcze przed awansem - a więc w pierwszej połowie 2016 roku zarabiała więcej niż te 9,5 tys. złotych miesięcznie.
(mim)
Opracowanie: