Polska administracja w latach 2005-2010 nie gwarantowała bezpieczeństwa lotów VIP-ów - ustaliła Najwyższa Izba Kontroli. Informację ze wstępnymi wynikami kontroli w tej sprawie NIK przygotowała dla posłów i ekspertów. Najbardziej zawiódł brak procedur - zarówno w kancelarii premiera, jak i prezydenta.
Okazuje się, że nie było sensownych wytycznych, kto ma odpowiadać za loty VIP-ów, nikt też tego nie kontrolował. Prowadziło to do konfliktów między kancelariami premiera i prezydenta.
Najbardziej jednak oberwało się 36. Specjalnemu Pułkowi Lotnictwa Transportowego, który woził najważniejszych ludzi w państwie, i ministrom obrony narodowej. NIK wykazuje, że w latach 2005-2010 pilotów ubywało, a liczba lotów rosła - przy jednoczesnym braku szkoleń. Kontrolerzy doszukali się nawet przypadków fałszerstw. Książki ewidencji lotów zawierają fałszywe dane - że latali w czasie trudniejszych warunków niż rzeczywiste - mówi Paweł Biedziak z NIK-u i dodaje, że piloci oszukiwali, by być dopuszczonymi do lotów, a co za tym idzie - zarabiać. W kontrolowanym okresie praktycznie nie było też szkoleń zespołów pokładowych.
Co gorsze, NIK ustaliła, że o tym wszystkim wiedzieli poszczególni ministrowie obrony narodowej i nic z tym nie zrobili.
Pełny raport NIK będzie opublikowany w lutym.