Problem braku pracy wraca szybciej niż ktokolwiek przypuszczał. Do końca roku bezrobocie może wzrosnąć nawet do 16,5 procent – pisze „Puls Biznesu”. Ekonomiści szacują, że w 2009 r. może przybyć nawet 1,1 mln osób bez pracy.
Do niedawna było rewelacyjnie. Przez nieco ponad rok pod względem poziomu bezrobocia Polska wspięła się z ostatniego na 12. miejsce wśród krajów Unii Europejskiej. To absolutny rekord. Według Eurostatu w grudniu 2008 r. wyprzedzaliśmy nawet Szwedów, Belgów i Włochów. Od tej pory perspektywy dla naszego rynku pracy odwróciły się o 180 stopni – przed nami dramatyczny wzrost bezrobocia. Ekonomiści szacują, że w 2009 r. może przybyć nawet 1,1 mln osób bez pracy.
Autorem najbardziej pesymistycznej prognozy jest Arkadiusz Krześniak, główny ekonomista Deutsche Banku. Według niego na koniec obecnego roku stopa bezrobocia wyniesie 16,5 proc. (w grudniu 2008 r. była na poziomie 9,5 proc.). Liczba bezrobotnych wzrosłaby wówczas z 1,5 mln do 2,6 mln. Nasz rynek pracy w coraz czarniejszych barwach widzą też analitycy Raiffeisen Banku. Wczoraj podnieśli prognozę z 12 proc. do 14,9 proc. w grudniu 2009 r.
Jeśli sprawdzą się czarne scenariusze kreślone przez analityków, konsekwencje będą fatalne, nie tylko dla samych bezrobotnych, ale całej gospodarki – spadnie konsumpcja, która miała być stabilizatorem naszej gospodarki. Utrata dochodów przez milion osób to też potężne zagrożenie dla banków – mocno wzrośnie liczba niespłacanych kredytów. Rosnące bezrobocie w coraz trudniejszej sytuacji stawia też rząd. Mniejsza ilość zatrudnionych to mniejsze przychody z podatku. Wydatki natomiast rosną.