Wszyscy ludzie, których spotkałem byli dla mnie bardzo pomocni. Większość mówiła po angielsku. Przystanki w mieście są trochę stare, ale w tym chyba cały ich urok. To pierwsze wrażenia Johna Seymoura, londyńskiego studenta, który przyjechał do Polski z Misją 21. To wspólna akcja "Gazety Wyborczej" i RMF FM.
21 studentów City University London ma sprawdzić, zwiedzić i ocenić 21 polskich miast na rok przed Euro 2012. Każdemu z nich towarzyszy tzw. cień, czyli osoba, która pomoże w razie potrzeby. Reporter RMF FM Piotr Świątkowski pytał Johna Seymoura, który odwiedził Poznań, o jego pierwsze wrażenia z pobytu w Polsce.
Mając ze sobą słownik możesz bez problemu rozszyfrować nazwy dni tygodnia i świąt państwowych na przystankach. Sposób, w jaki opisane są godziny odjazdów był przejrzysty. Niektóre przystanki były trochę stare, ale to chyba część ich uroku. Zresztą wydaje mi się, że nie mogą i nie powinny być w idealnym stanie. Tym bardziej, że tyle osób korzysta z nich na co dzień.
Myślę, że zrobiłem błąd, bo dwa razy skasowałem ten sam bilet - to moje przyzwyczajenie z Londynu, bo tam za każdym razem, kiedy wsiada się do autobusu, trzeba kasować bilety. Ale ktoś powiedział mi, że w Polsce tak nie jest, że tu 24-godzinny bilet kasuje się tylko raz. Uważam, że 6 złotych to bardzo korzystna cena za taki bilet.
W Londynie mamy tzw. Oyster cards, które doładowuje się określoną kwotą pieniędzy i potem tylko przykłada do czytnika - w ten sposób płacimy za przejazd. Taką kartę można mieć tak długo, jak się chce.
Ludzie jak dotąd byli bardzo mili, bardziej niż się spodziewałem. Większość mówiła po angielsku, a to zawsze jest pomocne. Recepcjonistka w moim hostelu była również bardzo miła. Dostałem od niej garść przydatnych, turystycznych informacji i ulotki o tym, gdzie pójść, co zobaczyć. Ludzie w restauracji też byli bardzo przyjaźni.
Pociąg z Warszawy do Poznania nie był tak zatłoczony, jak się spodziewałem. Każdy pasażer, zarówno w pociągu jak i autobusie, wydawał się być miły. Ludzie również byli bardziej cisi, nie krzyczeli do swoich telefonów komórkowych, tak jak mają to w zwyczaju Anglicy.
Każdy ze studentów, którzy odwiedzają nasz kraj na rok przed Euro 2012, ma swojego przewodnika tzw. cień, który może pomóc, ale tylko w razie konieczności. Dla nas jest to po części zabawa. Z jednej strony nie możemy Johnowi pomagać w jego wycieczce, a z drugiej staramy się być przy nim. Jeżeli cokolwiek się dzieje, gdy ma jakieś pytania, staramy się na nie odpowiadać. Te pytania najczęściej dotyczą transportu, jak dostać się z jednego miejsca do drugiego. - mówi Piotr Fijałkowski, cień Johna Seymoura.
Jak przebiega Misja 21, możecie śledzić na bieżąco na Facebooku, Twiterze i wspólnym blogu studentów.