Minister skarbu Aleksander Grad twierdzi, że ciągle jest szansa, aby sprzedać stocznie w Szczecinie i Gdyni do końca sierpnia. Oba zakłady mają pójść w katarskie ręce, ale nie do tajemniczego inwestora, a do rządowej agencji. Minister walczy jednak nie tylko o stocznie, ale i o siebie.
Otrzymałem list od rządowej agencji inwestycyjnej Kataru, w którym to liście ta agencja pisze, że rozpoczyna postępowanie, które może zakończyć się ewentualnie przejęciem tego projektu i wejściem w prawa dotychczasowego inwestora - mówi minister skarbu Aleksander Grad:
Jego zdaniem, jest szansa na to, by sprzedać stocznie do końca sierpnia. To jednak na razie tylko możliwość, a nie pewność. Sprawa wygląda więc coraz bardziej poważnie, a poszukiwania kogoś, kto wyłoży pieniądze na stocznie robią się coraz bardziej nerwowe.
Nie tylko o stocznie ale przede wszystkim o siebie walczy minister skarbu Aleksander Grad. Jeśli do końca sierpnia z powodzeniem nie sprzeda zakładów w Gdyni i Szczecinie - straci stanowisko. Dla premiera dymisja Grada może być jedynym sposobem, by uniknąć całkowitej kompromitacji.
Już w połowie maja rząd hucznie odtrąbił sukces i od tego czasu przekonywał, że inwestor jest wiarygodny. Teraz okazało się, że tajemniczy fundusz nie ma pieniędzy. I to już drugi raz. Minister Grad, by ratować twarz przywołuje słowo klucz – kryzys: Trudno jest dzisiaj przełamać te realia życia gospodarczego, jakie są na świecie. W związku z tym rozumiem, że dotychczasowi inwestorzy nie do końca uzyskali akceptację od tych instytucji finansowych, które stały za nimi, które miały ten projekt do końca finansować.
Wydaje się jednak, że to nie przez kryzys a nieudolność rządu przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem. Stąd desperackie poszukiwanie pomocy u władz Kataru. Już widać, że to ściganie się z czasem bez jakiejkolwiek troski o los stoczni i stoczniowców. Bo minister skarbu ma tylko 14 dni na ratowanie własnej skóry. Jeśli się nie uda i stocznie upadną, to on zapłaci za to głową.
Sytuacja w przemyśle stoczniowym jest tak trudna, że nasze zakłady nawet po bardzo niskiej cenie stały się mało atrakcyjną inwestycją. Być może ktoś wolał i wybrał wariant, który z punktu widzenia ekonomicznego jest również uzasadniony, czyli tego, co lepiej rokuje w sensie wzrostu wartości - mówi w rozmowie z reporterka RMF FM Agnieszką Witkowicz, były szef Agencji Rozwoju Przemysłu Arkadiusz Krężel.
Nie ma co liczyć na to, że w ciągu dwóch tygodni stocznie nagle zyskają na atrakcyjności. Do tego także rząd Kataru może się zawahać: To jest jednak zawsze trudny inwestor i bardzo wnikliwie analizujący każdą swoją decyzję. Jeżeli nie jest pewny efektu tej wartości dodanej, to raczej może się właśnie zachować w ten sposób i wycofać się w ostatnie chwili - dodaje Krężel. Lepiej, by polski rząd na taką ewentualność przygotował się już dzisiaj i pomyślał o tym, co dalej z majątkiem upadłych stoczni.
Komisja Europejska zastanowi się, czy przedłużyć termin sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie, jeśli wpłynie w tej sprawie prośba od polskiego rządu. Na razie obowiązuje zeszłoroczna decyzja - podkreślają służby prasowe unijnej komisarz Nelly Kroes, co oznacza, że termin sprzedaży upływa 31 sierpnia.
Katarczycy nie zapłacili w poniedziałek za stocznie, pomimo przedłużenia terminu. Poprzednia data zapłaty za zakłady w Szczecinie i Gdyni to był 21 lipca. Rząd Tuska zrzucał wtedy winę za tę zwłokę na Szczecińskie Stowarzyszenie Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego.
List, w którym autorzy ostrzegają katarskiego inwestora, że majątek stoczni został bezprawnie zagrabiony i dochodziło w nim do prania brudnych pieniędzy, posłużył za wygodne alibi dla gabinetu Tuska. Reporter RMF FM Grzegorz Hatylak rozmawiał z prezesem tego stowarzyszenia Leszkiem Wydrzyńskim: