"To była trąba powietrzna. Był taki huk, jakby bomby wybuchały" - mówią mieszkańcy Landzmierza na Opolszczyźnie. Wczoraj wieczorem przeszła tam nawałnica. Mniej lub bardziej uszkodzonych jest około 40 budynków.
Prowadząca do Landzmierza droga pełna jest połamany gałęzi i konarów. Leżą wszędzie - na poboczu, na łąkach, przy rzecze. Ale dopiero po wjeździe do wsi widać siłę żywiołu.
Zwykle takie rzeczy ogląda się na filmie, ale teraz mamy to u siebie. Nagle zrobiło się ciemno i wszystko zaczęło fruwać - mówi jeden z mieszkańców.
Na jednym z podwórek leży przewrócona na bok altana. Tuż obok stoi kompletnie zniszczona konstrukcja ogrodowej, dziecięcej trampoliny. Przy drodze leży złamany jak zapałka energetyczny słup. Na części dachów powiewają mniejsze lub większe kawałki folii. Pęknięte, zniszczone, rozbite dachówki, które leżą dosłownie wszędzie, trudno nawet liczyć.
Przy drodze z uszkodzonych słupów zwisają zerwane kable energetyczne. We wsi słychać dźwięki agregatów, bo nie ma prądu. Co chwilę rozlega się też strażacka syrena. Co pewien czas w okolicy pojawią się specjalistyczne samochody energetyków usuwających awarie. Mieszkańcy sprzątają to, co się da i powoli szacują straty. Już wiadomo, że u niektórych są duże.
W ogrodzie mamy powalone drzewa, dach mamy uszkodzony i na domu, i na budynku gospodarczym. No i ściana domu jest uszkodzona - wylicza jeden z mieszkańców.
Landzmierz to na Opolszczyźnie miejscowość, gdzie żywioł najbardziej dał się we znaki. Ale uszkodzenia są tylko w części wsi. Zaledwie 100 metrów dalej wszystko toczy się leniwym, normalnym rytmem, bo tam nie ma najmniejszych nawet strat.