Zamieszkało w nim około 30 związkowców. chcą rozmawiać z premierem o losie stoczni. Sąsiedzi Tusków obawiali się hałasu ze strony, ale jedyna skarga, która dotarła do sopockiej policji dotyczyła zbyt głośnej pracy agregatu prądotwórczego stacji telewizyjnej relacjonującej przebieg protestu.
Możemy w ciągu godziny zwinąć namioty, jeśli pan Schetyna zaprosi nas na konkretne rozmowy. Nie na gdybanie, nie na obiecywanie - mówił Karol Guzikiewicz, wiceszef „Solidarności” w Stoczni Gdańsk:
Tworzenie miasteczka zaczęli od dokładnej dokumentacji fotograficznej terenu. Dlatego, żeby nas nie oskarżyli o zniszczenie trawnika. A nie ma co niszczyć, bo jest wydeptana trawa. (...) Nie chcemy przeszkadzać ludziom, dlatego przepraszamy wszystkich tych, którym to może utrudnić życie, ale podejrzewam, że nie będzie czegoś takiego - obiecują związkowcy:
Protestujący nie zastaną jednak szefa polskiego rządu. Premier stchórzył - tak wiceszef „Solidarności” Stoczni Gdańskiej Karol Guzikiewicz zareagował na wieść, że Donalda Tuska nie będzie w domu w czasie protestu związkowców. Szef rządu tłumaczył, że będzie nieobecny bo ma chrzciny wnuczka.
Sytuacji przed domem premiera przyglądają się policjanci i funkcjonariuszu BOR-u. Na miejscu był także wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski. Celem tej pikiety jest rozmowa o sytuacji polskich stoczni. Władze miasta zgodziły się, żeby związkowcy protestowali do 19 w niedzielę. W czternastu namiotach mieszkać będzie około czterdziestu osób.