Marsz Niepodległości i tak przejdzie 11 listopada ulicami Warszawy - zapewnia Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. W ten sposób komentuje decyzję władz Warszawy zakazującą marsz. Zapowiada jednocześnie odwołanie do sądu w tej sprawie.
Robert Bąkiewicz jest przekonany, że odwołanie będzie skuteczne. Dopytywany przez reportera RMF FM Krzysztofa Zasadę, Bąkiewicz nie wprost dał do zrozumienia, że nawet w przypadku negatywnej decyzji sądu marsz dojdzie do skutku.
Robert Bąkiewicz jest jednak dobrej myśli, bo twierdzi, że uzasadnienie zakazu jest na wyrost. Uważamy, że jest to bardzo naciągane. Próba wykorzystania betonowych zapór, które od dwóch lat były układane prewencyjnie po zamachach we Francji i w Niemczech - stwierdził.
Miasto uzasadniając zakaz twierdzi między innymi twierdzi, że bariery zagradzające ulice mogą utrudnić wjazd służb ratowniczych w przypadku wystąpienia jakichś groźnych sytuacji.
Hanna Gronkiewicz-Waltz jako pierwszy powód zakazania Marszu Niepodległości wymieniła sytuację kadrową w policji. Gronkiewicz-Waltz sugeruje, że policja nie poradzi sobie ze skutecznym zabezpieczeniem zgromadzenia. Tym bardziej, że jak mówi, szef MSWiA Joachim Brudziński od czerwca nie odpowiedział na jej pismo dotyczące setnej rocznicy odzyskania niepodległości i wspólnego zabezpieczania uroczystości tego dnia.
Gronkiewicz-Waltz podaje też argument, że przez rok nie sporządzono nawet aktu oskarżenia wobec osób, które propagowały na marszu faszyzm rok temu. Warszawa już dość wycierpiała przez agresywny nacjonalizm - mówiła prezydent stolicy.
Według władz Warszawy tylko organizatorom marszu przysługuje już prawo odwołania się do sądu od zakazu organizacji tego marszu. Mają na to 24 godziny. Zdaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz wojewoda nie może już uchylić decyzji o zakazie - mimo że Marsz Niepodległości to zgromadzenie cykliczne. Oczywiście to będzie wtedy odpowiedzialność wojewody, jeżeli cokolwiek się wydarzy. Po drugie, to już nie jest taka procedura - przekonuje prezydent Warszawy.
(mpw)