80 lat temu - 11 i 12 lipca 1943 r., UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców 150 miejscowości na Wołyniu. Była to kulminacja trwającej już od początku 1943 r. fali zbrodni na Polakach, w wyniku której na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. osób. Dziennikarz RMF FM Maciej Sztykiel jest na Wołyniu w 80. rocznicę Krwawej Niedzieli.

W Ukrainie jest tylko jeden pomnik oficjalnie odsłonięty przez najwyższych urzędników państwowych, upamiętniający ofiary rzezi wołyńskiej. Znajduje się w Pawliwce. Odsłonili go ówcześni prezydenci Polski i Ukrainy: Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma.

Wszyscy Ukraińcy, z którymi rozmawiał nasz dziennikarz, m.in. w Ostrówkach i w Kisielnie, uważają, że tę sprawę trzeba naprawić i upamiętnić ofiary rzezi wołyńskiej.

Oczywiście, że tak. To historyczne pamiątki, powinny zostać zachowane. Ja jestem za - mówi 64-letnia mieszkanka Kisielina.

Dowodem na tę dobrą wolę są Puźniki w obwodzie tarnopolskim, gdzie właśnie teraz prowadzone są prace odkrywkowe. Poszukiwana jest zbiorowa mogiła, w której leżą Polacy, a archeologowie mają pełne wsparcie lokalnych władz.

Pomagamy im w tym, chcemy, żeby znaleźli to, czego szukają. Mamy pokręconą wspólną historię, ale chcielibyśmy położyć temu kres, żeby ludzie zrozumieli, co tu się stało - powiedział Maciejowi Sztykielowi mer pobliskiego miasta Mykoła Timkiv.

I to wydaje się być kluczowym problemem - wiedza Ukraińców. Nikt ich przez dziesięciolecia, pokolenia nie uczył o tych niechlubnych kartach swojej historii. Ale ten temat coraz częściej poruszany jest głośno w Ukrainie.

"Mama mi mówiła, babcia mi mówiła"

Z kolei we wsi Zabłodźce w obwodzie wołyńskim, gdzie w nocy 11 lipca, zaczęła się Krwawa Niedziela, w przeciwieństwie do innych miejsc, które odwiedzał nasz reporter, nie ma żadnych śladów po polskich wsiach, Polakach, czy też miejsc upamiętniających zamordowanych. Nie wiadomo też, gdzie jest zbiorowa mogiła.

W tej wsi w godzinę zabito ponad 70 osób, w całej okolicy do południa około tysiąca osób - Polaków.

Pamięć żyje jednak w miejscowej ludności.

Wiem o tym, że tu żyli Polacy i byli zabijani, mama mi mówiła, babcia mi mówiła - powiedziała pani Luba. Kto zabijał? Ja wiem, że to byli ludzie z naszej wsi, nasi Ukraińcy - dodała.

Jak się okazało, rodzina pani Lubej nosiła polskie nazwisko - Kozłowscy. Wielu zostało zabitych, a jej nastoletnia wówczas matka przeżyła tragedię, ale do końca życia miała w plecach głębokie rany po wbitych widłach.

"Najważniejsze, żeby to się nigdy nie powtórzyło"

Kisielin jest z kolei jedną z 200 miejscowości, w których w jakikolwiek sposób upamiętniono ofiary rzezi wołyńskiej. Obok ruin polskiego kościoła, na zbiorowej mogile, stoi pomnik upamiętniający zamordowanych Polaków, choć nie mówi o tym, kim byli sprawcy.

11 lipca 1943 roku, w Krwawą Niedzielę, oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordował tu 90 Polaków wychodzących z kościoła, z mszy.

Jak mówi nam młody mieszkaniec wsi - Kiryło, z którym rozmawiał Maciej Sztykiel - co najmniej tak upamiętnione powinny zostać wszystkie polskie osady, na których dokonano mordu.

Powinno się o tym pamiętać. To było straszne. Najważniejsze, żeby to się nigdy nie powtórzyło. To jest dla nas bardzo ważne, co roku, nawet częściej, zbiera się cała ludność naszej wsi i staramy się zadbać o to miejsce. No więc jest to, powiedzmy, nasza duma, bo, tak jak mówicie, prawie nigdzie nie ma takiego upamiętnienia. Zbierają się różni ludzie. Cała wieś organizuje takie ulepszenia, dba o to, kosi trawę, sadzi kwietniki - podkreśla.

Opracowanie: