Pięć osób zabitych i ponad 130 rannych to bilans wczorajszej rocznicy utworzenia państwa Izrael. Arabowie ochrzcili tę datę mianem Nagby, czyli dnia Wielkiej Katastrofy. Od wtorkowego południa na ulicach miast w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu przeciwko Izraelczykom demonstrowały setki tysięcy Palestyńczyków. Niemal wszędzie izraelskie posterunki wojskowe obrzucane były kamieniami i butelkami z benzyną. Żołnierze odpowiadali strzałami z ostrej amunicji.
O włos od śmierci znalazł się też reporter francuskiej stacji telewizyjnej. Filmował on starcie izraelskiej armii z Palestyńczykami, gdy trafiła go zabłąkana kula. Na szczęście miał na sobie kamizelkę kuloodporną. Powstanie Izraela oznaczało wysiedlenie około 700 tysięcy Palestyńczyków. Teraz liczba uchodźców wzrosła do ponad 4 milionów. Najwięcej z nich żyje w Libanie. Tam też doszło do potężnych manifestacji anty-izraelskich. "Niech świat arabski usłyszy, jak Palestyńczycy cierpią w Bejrucie" - słychać było okrzyki. W telewizyjnym orędziu Jaser Arafat zaapelował do rodaków, by nie ustawali w walce z okupantem. Izraelski rząd odpowiedział natychmiast, że zaprzepaszczona została kolejna szansa na zakończenie wzajemnej wrogości.
Palestyńczycy obchodzili wczoraj rocznicę tak zwanej Nagby - Katastrofy, do której doszło 53 lata temu po utworzeniu Izraela. W południe w palestyńskich miastach rozległy się syreny alarmowe, dając sygnał do rozpoczęcia masowych demonstracji. Jaser Arafat zadeklarował, że na Bliskim Wschodzie nie będzie pokoju, dopóki Izrael nie odda wszystkich terenów zajętych w wojnie z 1967 roku. Posłuchaj relacji korespondenta radia RMF FM Eli Barbura:
09:15