Korea Południowa jest zaniepokojona i rozczarowana decyzją KRLD o wycofaniu się z Układu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (NPT). Ma też nadzieję, że władze w Phenianie zawrócą z dotychczasowej drogi konfrontacji. Takie oświadczenie wydał południowokoreański MSZ po nadzwyczajnej sesji Narodowej Rady Bezpieczeństwa w Seulu.
Koreańczycy z Południa niewiele mogą zrobić, by rozładować kryzys. Musimy rozwiązać ten problem na drodze pokojowej - zastrzegł prezydent Korei Południowej Kim Dae Jung (foto obok). Zamierza on dalej kontynuować swoją politykę „blasku słonecznego”, która ma roztopić wrogość sąsiadów z Północy.
Na tym nie koniec zamieszania. Kilka godzin później ambasador Korei Północnej w Chinach zasugerował, że jego kraj wstrzyma program badań jądrowych, jeśli Stany Zjednoczone wznowią przerwane w grudniu dostawy mazutu dla północnokoreańskich elektrociepłowni. To pomyłka interpretacyjna - oświadczył Phenian. Nic takiego nie wchodzi w grę.
Oprócz straszenia komunistyczny reżim sygnalizuje wolę rozmów z USA, ale robi to też w niekonwencjonalny sposób. W chwili, gdy Phenian wypowiadał układ, w amerykańskim stanie Nowy Meksyk trwało spotkanie północnokoreańskich dyplomatów z byłym ambasadorem USA przy ONZ, a obecnie gubernatorem stanu Billem Richardsonem. Dziś ma dojść do kolejnej rundy rozmów.
Problem w tym, że zdaniem Waszyngtonu są to na razie jedynie konsultacje, bo Richardson nie jest oficjalnym negocjatorem amerykańskiej administracji.
Naturalną reakcją świata na wypowiedzenie układu NPT powinny być sankcje ekonomiczne, ale reżim w Phenianie i tak jest już maksymalnie odizolowany. Poza tym Korea Północna oświadczyła przed kilkoma dniami, że wprowadzenie sankcji będzie oznaczało wypowiedzenie wojny.
15:00