Wciąż nie zapadła żadna decyzja dt. strategii rozwoju Polskiego Holdingu Farmaceutycznego, wypłacono za to pensje i dywidendy. Nieoficjalnie znawcy rynku powstanie holdingu z siedzibą w Pabianicach nazywają skokiem na kasę.
Miał być wielki polski holding, zdolny konkurować z zachodnimi gigantami farmaceutycznymi; jest dziwny twór z siedzibą w Pabianicach, w którym poszczególne Polfy konkurują... ale ze sobą. Zresztą nic dziwnego skoro od początku holding ten budowano na chybcika i na kolanie. Jego powstanie ogłoszono 3 dni przed upadkiem rządu Millera. To na wypadek, gdyby przyszły rząd aż tak bardzo Pabianic nie lubił.
Wydano huczne przyjęcie, a dokumenty kompletowano znacznie później. Były już minister Woźniakowski - z Pabianic zresztą – powtarzał wówczas znane formułki o walce z bezrobociem. Totalna bzdura - odpowiada Kazimierz Marcinkiewicz przewodniczący komisji skarbu. Taka walka z bezrobociem dla 5 członków zarządu i 9 członków rady nadzorczej plus biuro obsługi to skandal – podkreśla - skandal tym większy, że jak dodaje Marcinkiewicz - wybrano wariant najdroższy.
Już na początku zarząd z Andrzejem Szukalskim na czele, czyli człowiekiem ministra Woźniakowskiego zgłosił zapotrzebowanie na ponad 8 mln zł na siedzibę i rozruch. Gdyby holding oparto na dobrze prosperującej Polfie Warszawa koszty były by zerowe, członkowie zarządu musieliby się zadowolić kilkoma milionami dywidendy, a tak mają pod sobą cały majątek wart niemal miliard złotych.