Strażacy, policjanci i ochotnicy wznowili poszukiwania 9-letniego chłopca, którego przedwczoraj porwał nurt Nysy Kłodzkiej. Ponad doba poszukiwań nie przyniosła efektów. W niedzielę ratownicy odnaleźli ciała dwójki dzieci, które wraz z 9-latkiem usiłowały przejść przez rzekę. Wczoraj w poszukiwaniach brało udział około ponad sto osób.
Jest to rzeka górska o bardzo zróżnicowanej głębokości. Są miejsca, gdzie można przez nią przejść nie zamaczając kolan, są miejsca gdzie jest głębsza - tłumaczył Krzysztof Gielsa, rzecznik straży pożarnej we Wrocławiu. Teren, na którym doszło do tragedii od dawna jest postrachem tutejszych rodziców. Niezabezpieczony brzeg ostro schodzi do wody, w której rwącym nurcie w ciągu tylko trzech ostatnich lat utonęło dziewięć osób.
Chłopca poszukiwała ponad setka policjantów i strażaków, były też psy tropiące i płetwonurkowie. Jak twierdzi rzeczniczka kłodzkiej policji Wioletta Martuszewska, uczestniczący w tych poszukiwaniach ludzie jeszcze raz przeczesywali sprawdzone już wcześniej tereny, leżące w okolicach rzeki. Szanse na odnalezienie chłopca maleją, jednak wszyscy, tak jak mieszkający w okolicy pan Jan nie tracą nadziei, że dziecko jest całe i zdrowe: Szukamy dziecka, a nie ciała. Będziemy dalej szukać. Dopóki nie znajdziemy, nie przestaniemy - deklaruje.
Ja mam wnuka w wieku tego chłopca, który utonął. Całą noc nie spałam - mówi reporterowi RMF FM Maciejowi Stopczykowi sąsiadka poszukiwanego chłopca:
Najszybciej straży pożarnej udało się odnaleźć 5-latka, który jeszcze żył. Chłopiec szybko trafił do szpitala, ale mimo intensywnej reanimacji zmarł. W dwie godziny po wypadku strażacy natrafili na ciało 15-latki. Dziewczyna była zaplątana w konary i gałęzie. Z wody wydobyli ją wrocławscy płetwonurkowie.