Stop tolerancji dla nietolerancji. Około trzystu kibiców Motoru Lublin pikietowało przed lubelskim ratuszem. Był to protest przeciwko komiksom, które pojawiły się na biletach komunikacji miejskiej. Zdaniem kibiców, rysunki przedstawiały ich w niekorzystnym świetle - jako rasistów, ksenofobów i antysemitów.
Rzeczywiście - co zgodnie podkreśliło wiele środowisk, w tym również mniejszości - kampania była co najmniej niefortunna. Prezydent Lublina Krzysztof Żuk po pierwszej fali oburzenia społecznego nakazał wycofanie biletów ze sprzedaży. Kosztowało to miasto ok. 16 tysięcy złotych. Wobec nikogo nie wyciągnięto jednak konsekwencji.
Taki obrót spraw nie spodobał się kibicom Motoru. Nie ma kasy na szpitale, na Tekturę dają stale - to jeden z okrzyków, które można było usłyszeć w czasie marszu. Tektura to klub, z którym związany jest jeden z twórców komiksów, Szymon Pietrasiewicz. Kibice odczytali też przez megafon petycję, w której domagali się ukarania winnych dopuszczenia komiksów do druku. Motor to my - skandowali, domagając się spotkania z prezydentem Żukiem. W jego imieniu list otwarty odebrał sekretarz miasta Andrzej Wojewódzki, który zaproponował spotkanie w późniejszym terminie.
Cała manifestacja miała spokojny przebieg, nie było potrzeby interwencji ze strony służb. Jednak oburzeni komiksami kibice - niestety - sami wywołali niesmak, wykrzykując hasła niezwiązane z ideą marszu: Chłopak, dziewczyna - normalna rodzina czy Lublin miastem bez dewiacji. Wiele przyglądających się pikiecie osób odebrało to jako brak tolerancji.
Sami kibice nie mieli jednak okazji wyjaśnić swojego postępowania. Władza klubu kibiców zabroniły im wypowiedzi medialnych.
Justyna Satora