Do sądu w Gdańsku trafił prokuratorski wniosek o areszt dla Marcina P. Szef Amber Gold usłyszał w środę kolejny zarzut - tym razem zaplanowanego oszustwa wobec wielu osób na kwotę co najmniej 181 milionów złotych. Grozi za to do 15 lat więzienia.
Nowy zarzut postawiono Marcinowi P. na podstawie szczegółowej analizy dokumentów finansowo-księgowych, zabezpieczonych w siedzibie Amber Gold. Śledczy nie chcieli mówić o tym, czy podejrzany przyznał się do winy. Ograniczyli się jedynie do stwierdzenia, że złożył wyjaśnienia. Marcin P. wyjechał z prokuratury w towarzystwie funkcjoriuszy ABW. W czwartek o jego tymczasowym aresztowaniu ma zdecydować sąd. Tylko ten najsurowszy, izolacyjny środek zapobiegawczy będzie w stanie zapewnić prawidłowy przebieg postępowania karnego - tłumaczył Wojciech Szelągowski z prokuratury okręgowej w Gdańsku.
Po dokładnym sprawdzeniu m.in. przepływów finansowych przeprowadzanych w ostatnich latach przez Amber Gold okazało się, że zbierane od inwestorów pieniądze nigdy nie miały do nich trafić. Świadczyć mają o tym wpłaty i wypłaty oraz przelewy wpłacanych pieniędzy przez klientów spółki.
Jak nieoficjalnie ustalił nasz dziennikarz Roman Osica, po przesłuchaniu kilkuset świadków zsumowano ich roszczenia wobec Amber Gold i na taką właśnie sumę sformułowano zarzut. Oszustwo jest o wiele poważniejszym przestępstwem niż te, które zarzucono Marcinowi P. wcześniej.
17 sierpnia prezes Amber Gold usłyszał sześć zarzutów. Dotyczyły one m.in. prowadzenia bez zezwolenia działalności bankowej i kantorowej oraz posłużenia się fałszywymi potwierdzeniami przelewów na kwotę 50 mln złotych. Marcin P. jest też podejrzany o niezłożenie sprawozdania finansowego spółki za lata 2009, 2010 i częściowo 2011 rok, do czego się przyznał.
W gdańskiej prokuraturze przesłuchiwany był w środę także biznesmen wiązany z Amber Gold. Mariusz Olech próbował tłumaczyć się ze związków z Marcinem P. Jak zapewniał w rozmowie naszym dziennikarzem, ze sprawą Amber Gold nie ma nic wspólnego. Co więcej, Marcina P. nigdy nie widział i nigdy z nim nie rozmawiał. Według niego cała sprawa to odwrócenie uwagi od Marcina P. i skierowanie jej na jego osobę. Mariusz Olech poinformował też śledczych, że od wybuchu afery otrzymuje telefony z pogróżkami i żądaniem zwrotu zaginionego złota.