Marcin P. usłyszał zarzut oszustwa znacznej wartości. Chodzi o 130 mln złotych - dowiedział się reporter RMF FM. Grozi za to do 8 lat więzienia. Dwa tygodnie temu Marcin P. usłyszał sześć innych zarzutów. Wówczas prokuratura nie wniosła o tymczasowy areszt.
Marcin P. pojawił się w gdańskiej prokuraturze tuż przed godziną 9. Jego rozmowa ze śledczymi trwała prawie 5 godzin. Założyciel Amber Gold miał wyłudzić od klientów co najmniej 130 milionów złotych. Na taką kwotę opiewa zarzut oszustwa o znacznej wartości, który usłyszał dziś Marcin P.
Nowy zarzut to wynik szczegółowej analizy materiałów dowodowych zgromadzonych przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuraturę. Po dokładnym sprawdzeniu m.in. przepływów finansowych przeprowadzanych w ostatnich latach przez Amber Gold okazało się, że zbierane od inwestorów pieniądze nigdy nie miały do nich trafić. Świadczyć mają o tym wpłaty i wypłaty oraz przelewy wpłacanych pieniędzy przez klientów spółki.
Jak nieoficjalnie ustalił nasz dziennikarz Roman Osica, po przesłuchaniu kilkuset świadków zsumowano ich roszczenia wobec Amber Gold i na taką właśnie sumę sformułowano zarzut. Oszustwo jest o wiele poważniejszym przestępstwem niż te, które zarzucono mu wcześniej. Według naszych informacji, śledczy jeszcze dziś wystąpią o tymczasowe aresztowanie założyciela piramidy finansowej.
Przypomnijmy. 17 sierpnia prezes Amber Gold usłyszał sześć zarzutów. Dotyczyły one m.in. prowadzenia bez zezwolenia działalności bankowej i kantorowej, posłużenia się fałszywymi potwierdzeniami przelewów na kwotę 50 mln złotych. Marcin P. jest też podejrzany o niezłożenie sprawozdania finansowego spółki za lata 2009, 2010 i częściowo 2011 r., do czego się przyznał. Zastosowano wobec niego dozór policyjny i wydano zakaz opuszczania kraju.
W gdańskiej prokuraturze przesłuchiwany był także biznesmen wiązany z Amber Gold. Mariusz Olech próbował tłumaczyć się ze związków z Marcinem P. Jak zapewniał w rozmowie naszym dziennikarzem, ze sprawą Amber Gold nie ma nic wspólnego. Co więcej, Marcina P. nigdy nie widział i nigdy z nim nie rozmawiał. Według niego cała sprawa to odwrócenie uwagi od Marcina P. i skierowanie jej na jego osobę. Mariusz Olech poinformował też śledczych, że od wybuchu afery otrzymuje telefony z pogróżkami i żądaniem zwrotu zaginionego złota.