Jacek Kurski decyzją sądu koleżeńskiego został usunięty z Prawa i Sprawiedliwości. Miał posłużyć się metodami niezgodnymi z zasadami PiS-u, czyli fałszywymi oskarżeniami pod adresem rodziny Donalda Tuska. Nieudolny czarny PR zaszkodził i jemu, i Lechowi Kaczyńskiemu.
Po fałszywym oskarżeniu dzidka Donalda Tuska o służbę w Wermachcie Jacek Kurski nawet we własnej partii stał się „persona non grata”. Tym bardziej, że jego słowa zaszkodziły raczej Lechowi Kaczyńskiemu, niż samemu Tuskowi.
Postępowanie Kurskiego było z góry skazane na niepowodzenie. Naruszało bowiem wszystkie podstawowe zasady czarnego PR-u. Powinien on podawać informacje prawdziwe lub przynajmniej trudne do zweryfikowania. Korzystna dla całej sprawy jest także sytuacja, gdy informacje przedstawiane są przez kogoś o opinii osoby obiektywnej, a nie przez zaangażowanego w wyborczą walkę polityka. Ostatnim „grzechem” Kurskiego było to, że o zamiarze ujawnienia wiadomości nie uprzedził partyjnych zwierzchników. Dzięki temu mieliby szansę przygotowania reakcji.
Błędy pomogły sztabowi Tuska natychmiast przystąpić do kontrofensywy i zaprezentować chwalebne dzieje rodziny kandydata. Za całą sprawę można było także wprost obciążyć Lecha Kaczyńskiego, ponieważ to z jego obozu wyszedł ten nieudany cios. Na korzyść Tuska działały także wypowiedzi Kaczyńskiego, że Kurski zawsze mówi prawdę.
Rezultat tej niezaplanowanej i nieprzemyślanej intrygi jest przykry nie tylko dla jej głównego inicjatora, ale także dla jego politycznego pryncypała.