Awaria elektroniki była przyczyną zatrzymania się windy w kopalni Wujek-Ruch Śląsk. Wczoraj 57 górników spędziło w niej prawie trzy na głębokości 850 metrów. Winda zatrzymała się nagle, kiedy wywoziła pracowników z poziomu 1040 metrów.
Górnicy mogliby zostać wcześniej wyprowadzeni na powierzchnię. Konieczne byłoby jednak użycie drogi ewakuacyjnej, czyli... drabiny. Musieliby w ten sposób pokonać co najmniej 100 metrów do następnego poziomu. Tam mogliby wsiąść do innej windy. Najprawdopodobniej trwałoby to jednak również trzy godziny.
Życie górników nie było zagrożone i nikomu nic się nie stało. Jak mówił wczoraj rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jarow, przyjęli tę sytuację "życiowo i ze zrozumieniem".
Dodał, że urządzenia wyciągowe, aby zostały dopuszczone do pracy, muszą być wyposażone w dwa niezależne źródła zasilania. Jak się okazuje, nawet to nie zabezpiecza przed możliwością awarii - przyznał.
Na początku stycznia w kopalni Wujek-Ruch Śląsk zginął 38-letni górnik. Pracownik działu wydobywczego został przygnieciony oderwaną od stropu bryłą węgla. Do wypadku doszło na głębokości 1050 metrów. Jego przyczyną było najprawdopodobniej prowadzenie robót niezgodnie z przepisami i brak właściwego dozoru.
(MRod)