Koniec akcji protestacyjnej dyrektorów szpitali, którzy nie podpisali aneksów do nowych umów z Narodowym Funduszem Zdrowia. Szefowie lecznic przekonywali, że pieniądze, jakie oferuje w nich NFZ są zbyt małe, by placówki mogły funkcjonować. Zakończenie protestu nie oznacza jednak rozwiązania ich problemów finansowych.
Ta forma protestu już się wyczerpała - tłumaczy prezes Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych Waldemar Malinowski.
Szefowie placówek będą akceptować aneksy, by dostać jakiekolwiek pieniądze. To wcale nie znaczy, że są zadowoleni. Nie są zadowoleni. Musimy wypracować jakieś rozwiązanie - dodaje prezes.
Na liście szpitali, którym teraz brakuje pieniędzy, jest 145 placówek. Wśród nich między innymi Szpital Powiatowy w Piszu. Jego dyrektor Marek Skarżyński przyznaje, że aneks z Narodowego Funduszu Zdrowia podpisał pod presją.
Jeżeli nie podpiszesz, pozbawiłeś się zupełnie wszystkich pieniędzy. Pod ogromną presją, w trosce o pracowników - ja podpisałem, ale oczywiście mam niedobór środków na realizację ustawy - dodaje Skarżyński.
Według danych Związku Powiatów Polskich, w skali kraju w szpitalnych kasach brakuje ponad miliarda złotych - m.in. na podwyżki dla pracowników. Szefowie tych lecznic będą domagać się rozmów o ich sytuacji z premierem Mateuszem Morawieckim.
W ubiegłym tygodniu wiceprezes Narodowego Funduszu Zdrowia Bernard Waśko odpowiadał w RMF FM na apele dyrektorów ponad stu lecznic z całej Polski.
Nie mamy nowych propozycji finansowych dla dyrektorów szpitali. Poczekajmy na ich jesienne sprawozdania - mówił.
Nikt nie mówi, że one (ponad 100 szpitali z problemami - przyp. red.) mają zniknąć. Być może powinny zostać poddane gruntownej analizie jeśli chodzi o to, jaka jest relacja między osobami jakie tam są zatrudnione a liczbą pacjentów. Wydaje się, że to jest podstawowym problemem - dodał.