Dyrekcja zakładu wystąpiła do Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa o odroczenie spłaty 26 milionów złotych. Zaapelowała także do banku, aby nie zabierał jej wszystkich dochodów na spłacenie kredytów i opcji walutowych. To kolejne dramatyczne próby ratowania zakładu, który już zwolnił ponad 1200 osób.
W hucie od ponad pół roku nikt nie używa słowa pensja. To, co pracownicy dostają, to zaliczki w wysokości 250 złotych miesięcznie. Te pieniądze nie wystarczają już nawet na dojazd do pracy. Większość hutników rezygnuje nawet z jazdy autobusem. Przestali wozić na krechę. Tak samo jak w sklepie pytają, czy masz kasę, bo inaczej nie sponsorują. To jest jak zły, koszmarny sen. Nie można nawet mówić, że to jest na przeżycie - mówią hutnicy.
Dlatego większość z nich zastanawia się nad dobrowolnym odejściem z huty. Kalkulacja jest prosta - więcej pieniędzy można dostać, przechodząc na bezrobocie, niż pracując w zadłużonym zakładzie.
Z bezrobotnymi hutnikami rozmawiał reporter RMF FM Maciej Grzyb. Jak sobie radzą? Posłuchaj relacji: