Do trzech zamachów doszło dziś na filipińskiej wyspie Mindanao. Zginęło co najmniej 20 osób, ponad sto zostało rannych. Do ataków nie przyznało się dotąd żadne ugrupowanie, ale władze są niemal pewne, że za zamachami stoją separatyści z Islamskiego Frontu Wyzwolenia Moro.
Najpierw w zatłoczonej hali przylotów lotniska w Davao eksplodowała bomba ukryta w plecaku. Wybuchła w chwili, gdy w hali przylotów kłębiły się tłumy czekające na samolot. Zginęło co najmniej 19 osób, ponad sto odniosło rany. Wśród ofiar śmiertelnych jest też Amerykanin.
To była potężna i głośna eksplozja. Widziałem latające ciała - powiedział jeden z pracowników lotniska. Stan niektórych rannych jest poważny i władze obawiają się, że liczba zabitych może wzrosnąć. Straty materialne są duże. Na lotnisku zawieszono ruch samolotów. Policja przystąpiła do śledztwa, doszło już do pierwszych aresztowań.
Kilkanaście minut później wybuchła bomba na dworcu autobusowym w tym samym mieście. Tym razem eksplozja nie spowodowała ofiar w ludziach. Ale za niespełna kwadrans doszło do trzeciego ataku w miasteczku koło Davao. Zginęła tam jedna osoba, a trzy odniosły rany.
Fala zamachów była prawdopodobnie odwetem za wielką akcję filipińskiej policji i wojska, która ma na celu zniszczenie baz separatystów.
Davao to największe miasto południowofilipińskiej wyspy Mindanao, gdzie armia od tygodni prowadzi zakrojoną na szeroką skalę ofensywę przeciwko islamskim separatystom.
Ekstremiści domagają się oderwania islamskiego południa Filipin od katolickiej reszty kraju i utworzenia na Mindanao i przyległych wyspach państwa muzułmańskiego.
Rano dowództwo armii filipińskiej poinformowało o postępie ofensywy i starciu z separatystami, w którym na Mindanao zginęło 14 rebeliantów. W rebelii trwającej na południu Filipin na większą skalę od 1972 r. zginęło już w sumie 120 tysięcy ludzi.
15:00