Zdjęcia z Kosmosu potwierdzają sukces misji - w dolnej części komety Tempel-1 widać potężny rozbłysk światła. To efekt uderzenia w nią pocisku wystrzelonego przez sondę Deep Impact. Pocisk wbił się w kometę w poniedziałkowy poranek.
Te zdjęcia mówią wszystko. Trafiliśmy dokładnie tam, gdzie chcieliśmy! - nie ukrywają radości naukowcy biorący udział w misji.
Do zderzenia doszło 137 milionów kilometrów od Ziemi. Naukowcy szacują, że krater będzie mieć głębokość kilkupiętrowego budynku i wielkość boiska piłkarskiego (średnica: 120; głębokość 25 m). Dzięki temu będą mogli sfotografować wnętrze komety. Dodatkowych informacji dostarczą im urządzenia zamontowane na Deep Impact; sonda będzie bowiem podążać za kometą, obserwując powstały krater i zachowanie się wyrzuconej podczas eksplozji materii.
Po zderzeniu jasność komety wzrosła. Podobno można ją było zobaczyć gołym okiem z Ziemi, ale - niestety - tylko w rejonie Pacyfiku. Korespondent RMF Jan Mikruta sprawdzał, czy Amerykanie śledzą przebieg misji; czy w ogóle cokolwiek wiedzą o tym - według specjalistów z NASA - przełomowym wydarzeniu:
Całkowity koszt misji szacuje się na 333 miliony dolarów. Sondę Deep Impact nazwano na cześć filmu z 1998 r. o komecie, która znalazła się na kursie kolizyjnym z Ziemią (polski tytuł "Dzień Zagłady"). Tempel-1 naszej planecie nie zagraża; jej orbita w najbliższym punkcie omija bowiem Ziemię w odległości około 90 milionów kilometrów.
Tempel-1 okrąża Słońce raz na pięć i pół roku. Przypomina ziemniaka o długości 14 km i szerokości 5 kilometrów. Ciągnie za sobą warkocz gazów i pyłów. Dodajmy, że podobna kometa mogła być 65 mln lat temu przyczyną wielkiej zagłady życia na Ziemi. Dlatego pracujący przy misji naukowcy nazywają ją nieoficjalnie "zemstą za dinozaury".