Prokuratura od kilkunastu miesięcy ustala, kto naprawdę sponsorował kampanię prezydencką szefa Solidarności, Marina Krzaklewskiego. Tysiące przekazów, wypisanych 7 charakterami pisma, dokonano w kilkudziesięciu urzędach pocztowych w całej Polsce (również po wyborach). Po wielotygodniowym śledztwie, reporterzy RMF ustalili skąd pochodzi kilkadziesiąt tajemniczych przekazów.
Okazało się, że niemal wszyscy rzekomi darczyńcy odcinają się od jakiegokolwiek związku z przekazywaniem pieniędzy na rzecz Krzaklewskiego. Podobnie wygląda sytuacja z ponad pięćdziesięcioma pracownikami gdańskiej kampanii energetycznej, spółki „Energa". Co ciekawe, wszyscy rzekomo wpłacający wyjechali 7 października na wycieczkę do Kaliningradu. Dwa dni wcześniej w Gdańsku, ktoś dokonał kilkudziesięciu wpłat na konto kampanii Krzaklewskiego. Nazwiska darczyńców idealnie pokrywały się z listą pracowników „Energy”, którzy pojechali na zagraniczną wycieczkę. Biuro PTTK, które organizowało wyjazd mieści się tuż obok siedziby zarządu krajowego Solidarności. Bez wątpienia PTTK przekazało dane swoich klientów osobie, która na ich nazwiska dokonała wpłat. Do biura Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych trafiły już dokumenty, które jednoznacznie wskazują na to, że sztab Krzaklewskiego otrzymał z gdańskiego PTTK szczegółowe dane osobowe uczestników wycieczki do Kaliningradu.
Kierowniczka biura PTTK mówi, że nie wie w jaki sposób lista uczestników wycieczki dostała się w niepowołane ręce. Jeszcze bardziej zaskoczeni są najbardziej zainteresowani w całej sprawie – pracownicy „Energy”. Niektórzy z nich, dopiero po wezwaniu do prokuratury, dowiedzieli się o tym, że mieli sponsorować kampanię Krzaklewskiego.
Foto: Archiwum RMF
17:30