1080 przesłuchań świadków w polskim śledztwie, a w ramach pomocy prawnej na potrzeby śledztwa rosyjskiego - 300 przesłuchań. 11 wniosków o pomoc prawną wysłanych do Rosji i 17 wniosków rosyjskich, które otrzymali nasi prokuratorzy. W odpowiedzi wysłaliśmy do Rosji 99 tomów akt na osiemnastu tysiącach stron. Tak z punktu widzenia prokuratury wyglądają dwa lata smoleńskiego śledztwa w liczbach.
Dwa lata po katastrofie smoleńskiej prokuratura nie wyklucza żadnej z czterech wersji przyczyn wypadku, przyjętych na początku śledztwa. Cały czas - jako jedna z hipotez - rozpatrywana jest możliwość udziału osób trzecich w spowodowaniu katastrofy - informuje Naczelna Prokuratura Wojskowa. Zaznacza jednak, że zebrany do dziś materiał dowodowy nie daje podstaw, by przyjąć, że doszło do zamachu. Wykluczyły to między innymi ekspertyzy biegłych z dziedziny chemii i radiometrii. Nie odnaleźli oni żadnych śladów materiałów wybuchowych na badanych szczątkach z miejsca katastrofy.
Do tej pory prokuratura wojskowa postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków dwóm dowódcom 36. specpułku odpowiedzialnym za organizację lotu 10 kwietnia do Smoleńska. Obaj nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Zarzuty dotyczą "niedopełnienia w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi Tu-154M".
Zobacz stenogramy najważniejszych nagrań dotyczących katastrofy smoleńskiej
Po dwóch latach do polski wciąż nie wrócił wrak tupolewa, nie mamy także czarnych skrzynek maszyny. Nikt w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy to nastąpi. Wszystko zależy od postępów rosyjskiego śledztwa - mówi rzecznik NPW. Zbigniew Rzepa zaznacza, że polscy biegli wnikliwie zbadali już czarne skrzynki w Moskwie, mają kopie tych rejestratorów. Podobnie - jak przekonywał - jest z wrakiem maszyny, na którym ekspertyzy w Smoleńsku przeprowadzili prokuratorzy i biegli, podczas kilku wyjazdów do Rosji.
Jakich dokumentów wciąż nie mamy? Przede wszystkim śledczy czekają na dokumentację sądowo-medyczną z badań ciał ofiar katastrofy, które przeprowadzili Rosjanie, a także na dokumenty związane z lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. Poza tym na akty prawne regulujące ruch lotniczy w Federacji Rosyjskiej, które obowiązywały, gdy doszło do katastrofy. Chodzi też o dokumenty, gdzie opisany będzie zakres obowiązków członków grupy kierowania lotami, którzy pracowali na lotnisku w dniu katastrofy.
Od sierpnia 2011 roku, w specjalnym zespole, który ma wydać dla prokuratury szczegółową opinię na temat okoliczności, przebiegu i przyczyn katastrofy tupolewa, działa 21 polskich specjalistów. Nie wcześniej niż w ciągu kilku miesięcy dowiemy się, jakie są ustalenia biegłych dotyczące przyczyn katastrofy. To w pewnym sensie powielenie prac ekspertów, którzy podobny dokument opracowali dla komisji Millera. Prokuratura ma jednak innych specjalistów, którzy przygotowują opinie na potrzeby śledztwa. Jak powiedział rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, w dokumencie mają się znaleźć odpowiedzi na wszelkie pytania, dotyczące przebiegu katastrofy, także kwestia uderzenia skrzydła w brzozę.
W toku śledztwa prokuratura zdecydowała o trzech ekshumacjach ofiar katastrofy i ich ponownych sekcjach zwłok. Chodzi o Zbigniewa Wassermanna , Przemysława Gosiewskiego i Janusza Kurtyki. Śledczy nie wykluczają dalszych sekcji, jednak - jak zaznaczają - ma razie żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły. Wyniki dwóch ostatnich ekspertyz - przeprowadzonych kilka tygodni temu - mają być znane najwcześniej za 3 miesiące. Wtedy też mogą ewentualnie zapaść decyzje dotyczące postępowań, które mają wyjaśnić, czy rosyjscy lekarze, przeprowadzając sekcje tuż po katastrofie dopuścili się zbezczeszczenia zwłok, a także, czy poświadczyli nieprawdę w dokumentach. Takich śledztw domaga się pełnomocnik rodziny Przemysława Gosiewskiego, który twierdzi, że powinny zostać wszczęte z urzędu.
Przez dwa lata śledczy przeprowadzili kilka eksperymentów na drugim z rządowych tupolewów. Ostatni w grudniu i - jak mówi rzecznik NPW Zbigniew Rzepa - nie są na razie planowane dalsze prace biegłych z wykorzystaniem samolotu. Nie jest dowodem w sprawie, może być przygotowywany do sprzedaży - skomentował prokurator Rzepa.
Prokuratura po raz kolejny przedłużyła śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy do 10 października 2012 roku. W ciągu dwóch lat, które minęły od wypadku prezydenckiego tupolewa, prace zakończyły dwie komisje badające wypadki lotnicze. Pierwszy raport przygotował rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy pod przewodnictwem Tatiany Anodiny. Po nim raport wydała polska rządowa komisja, której szefem był ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller.
Główne przyczyny katastrofy, według rosyjskich ekspertów, to lądowanie TU-154M w niesprzyjających warunkach atmosferycznych pod silną presją psychiczną wywieraną na załogę. Biegli MAK wiele uwagi poświęcili złemu przygotowaniu załogi i samego lotu. Podkreślali też, że w czasie lotu i lądowania w kokpicie przebywały postronne osoby. Jedną z nich miał być dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik - według MAK - w jego organizmie wykryto 0,6 promille alkoholu. To on - jak twierdzą Rosjanie - miał wywierać presję na załogę. Rosyjska komisja oświadczyła natomiast, że przygotowanie lotniska i działanie obsługi naziemnej w żadnym stopniu nie przyczyniły się do katastrofy. Stwierdziła też, że samolot był całkowicie sprawny.
Czytaj więcej o raporcie MAK-u
Raport komisji Millera w wielu miejscach potwierdza tezy raportu MAK. Według polskich ekspertów, główne przyczyny katastrofy były następujące: zejście poniżej minimalnej wysokości przy nadmiernej prędkości opadania i pogodzie uniemożliwiającej widok pasa oraz spóźnione odejście na drugi krąg. Biegli komisji Millera - inaczej niż rosyjscy - twierdzą, że także Rosjanie przyczynili się do katastrofy. W dokumencie jest mowa o nieodpowiedniej pracy kontroli naziemnej, o kiepskim przygotowaniu ekipy, a także o fatalnym stanie lotniska i sprzętu nawigacyjnego. Polska komisja zwróciła też uwagę na fakt, że w tupolewie nikt nie wywierał presji na załogę, natomiast ta zbyt późno podjęła decyzję o poderwaniu maszyny i odejściu na drugi krąg. Jerzy Miller wielokrotnie podkreślał, że jego ekipa pracowała jednak na niekompletnym materiale - Rosjanie, mimo usilnych próśb polskiej komisji, nie dosłali część dokumentów, a chodziło między innymi o akty prawne regulujące ruch lotniczy w Federacji Rosyjskiej, obowiązujące, gdy doszło do katastrofy. Brak też dokumentów z zakresem obowiązków członków grupy kierowania lotami, a także procedur obowiązujących na lotnisku Siewiernyj w dniu u katastrofy.
Równolegle z prokuraturą przyczyny katastrofy smoleńskiej stara się wyjaśnić parlamentarny zespół, pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. W skład tego gremium wchodzą przede wszystkim posłowie PiS. Zespół prezentuje opinie różnych naukowców, głównie mieszkających za granicą, co do przyczyn katastrofy. Trzeba dodać, że żaden z tych ekspertów nie był na miejscu katastrofy, nie pracował na szczątkach wraku, a opierają się na materiałach dostępnych głównie w mediach.
Poseł Macierewicz poinformował ostatnio, że prace jego zespołu obaliły wszelkie tezy raportu MAK oraz raportu komisji Millera. Członkowie zespołu kwestionują zderzenie z brzozą. Według przywoływanych ekspertów, samolot przeleciał kilkanaście metrów nad drzewem. Naukowcy pracujący dla Macierewicza dowodzą też, że jeśli nawet doszłoby do zderzenia z brzozą, skrzydło nie odpadłoby, a jedynie ścięło drzewo. Obecnie, natomiast - jak oświadczył szef zespołu - jedyną i obowiązującą hipotezą na temat przyczyn katastrofy, jest analiza dr inż. Grzegorza Szuladzińskiego, mieszkającego w Sydney. Ten ekspert komisji stara się udowodnić, że tuż przed katastrofą w samolocie doszło do dwóch eksplozji. Jedna miała zniszczyć skrzydło, druga - jak twierdzi Szuladziński - nastąpiła w kadłubie. Głównym dowodem jest fakt, że samolot rozpadł się na bardzo dużo małych fragmentów, co - zdaniem eksperta - byłoby niemożliwe, gdyby samolot po prostu spadł.