Eksperyment z tupolewem, który ma pomóc wyjaśnić katastrofę smoleńską, trwał trzy godziny. Samolot wylądował w Warszawie. Uczestniczył w nim m.in. wiceszef polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej płk Mirosław Grochowski.
Tupolew o numerze 102 wystartował w południe i przez kilka godzin krążył nad Polską. Przebywający na pokładzie eksperci komisji Millera mieli wykonać serię manewrów, by sprawdzić, czy załoga samolotu, który przed rokiem rozbił się w Smoleńsku miała dość czasu, by przerwać zniżanie i bezpiecznie poderwać maszynę.
Jak dowiedział się reporter RMF FM w dowództwie Sił Powietrznych manewry były wykonywane poza lotniskami cywilnymi i używanymi przez wojsko. O efektach eksperymentu mają informować eksperci komisji.
Materiały z tego lotu będą wykorzystane przez komisję ministra Millera - mówi rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych Robert Kupracz. Nie chce mówić, czy będą przeprowadzane kolejne takie loty. To będzie wszystko zależało od tego, czy członkowie komisji pana ministra Millera sprawdzili te wszystkie rzeczy, które ich interesowały, czy nie - podkreśla.
Jak wcześniej zapowiadano, eksperyment miał polegać na próbnym locie bez odwzorowywania warunków atmosferycznych, które panowały 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Lot Tu-154M o numerze 102 miał wykazać m.in. czy załoga samolotu numer 101, który uległ katastrofie, miała dość czasu na przerwanie zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu, by odejść na drugi krąg bądź odlecieć na lotnisko zapasowe, a jeśli tak, dlaczego to się nie udało.
Z odczytanych z czarnych skrzynek rozmów załogi wynika bowiem, że kapitan Arkadiusz Protasiuk na ok. 20 sekund przed katastrofą wydał komendę "odchodzimy". Mimo jednak, że zdaniem polskich ekspertów był to wystarczający czas na wyprowadzenie samolotu, piloci nie zdołali tego zrobić.