Asteroida Toutatis ma być najbliżej Ziemi w środę, 12 grudnia. To jedna z dat wymienianych najczęściej przez zwolenników teorii o rychłym końcu świata. Jednak astronomowie zapewniają, że możemy jutro spokojnie kłaść się do łóżek.Tym razem nic nam nie grozi, i tak powinno być jeszcze przez ponad pięćset lat. Prawdopodobnie więc nie musimy się martwić nawet o nasze prapraprawnuki.
Asteroida, nazwana imieniem celtyckiego boga, mija ziemię mniej więcej co cztery lata, przedostatnio była naprawdę blisko - zaledwie cztery razy dalej niż średnia odległość od srebrnego globu. Według obliczeń astronomów tym razem Toutatis ma minąć Ziemię 12 grudnia w kosmicznie bliskiej, ale bezpiecznej odległości - 7 mln kilometrów. To dystans kilkanaście razy większy niż odległość od Ziemi do Księżyca.
Kosmiczny kamień ma wydłużony kształt, przypominający maczugę, prawie 4,5 kilometra długości, a jego szerokość sięga ponad dwóch kilometrów. Odpowiada zatem wielkością w przybliżeniu trzem masywom Giewontu. Kształt i wielkość 4179 są dokładnie znane, bo bliskie przeloty ciała umożliwiły jego radarowe mapowanie z powierzchni ziemi.
Naukowcy wiedzą, że Toutatis obraca się wokół dwóch osi, jak rzucony patyk. Jeśli stanęlibyśmy na powierzchni skały, słońce wschodziło by i zachodziło w różnych miejscach.
Po połowie miesiąca Toutatis stanie się jaśniejszy i przy bezchmurnym niebie będzie można go obserwować przez lunetę, a nawet silną lornetkę. Jeszcze przed świętami ludzkość być może zyska możliwość podziwiania krążącej po Układzie Słonecznym maczugi z bliska. Już w ten czwartek chińska sonda Czanga`e 2 ma fotografować asteroidę z odległości około trzystu kilometrów.
Astronomowie pierwszy raz wypatrzyli Toutatisa w 1934 roku, potem gdzieś się zgubił. Ponownie odkryto go w 1989 roku. Badacze kosmosu jednoznacznie zapewniają, że przeleci w bezpiecznej odległości, chociaż przyznają, że z uwagi na grawitacyjne perturbacje na dłuższą metę trajektorię 4179 trudno przewidzieć.