Decyzja o odtajnieniu zeznań komendanta głównego policji Antoniego Kowalczyka zależy od ministra sprawiedliwości, Grzegorza Kurczuka. Po tym, jak prasa doniosła, że szef policji plącze się w zeznaniach, ich odtajnienia domagają się politycy zarówno z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej.
Minister sprawiedliwości chce odtajnić zeznania szefa policji. Nie widzę powodów, dla których minister sprawiedliwości, prokurator generalny nie ma mówić o sprawach, o których powinien - mówił. Grzegorz Kurczuk nie ma też wątpliwości, iż jeszcze raz powinno się przesłuchać posłów i komendanta policji. Jednak najważniejsze jest przesłuchanie posła Sobotki. (Kiedy ono nastąpi – dowiemy się być może w tym tygodniu). Poza tym minister nie wyklucza konfrontacji między podejrzanym a świadkami.
Grzegorz Kurczuk nie powiedział jednak, kiedy odtajni zeznania gen. Kowalczyka. Jak zaznaczył, musi skonsultować się z prokuratorem prowadzącym sprawę.
Jednak w kieleckiej prokuraturze decyzja, o tym co można ujawnić, jeszcze nie zapadła. Wciąż jest sporo wątpliwości. Ponadto – zgodnie z kodeksem karnym - ten, kto ujawni akta, może stanąć przed sądem.
Ujawnianie tych okoliczności nie służy postępowaniu przygotowawczemu, na to przyjdzie czas - mówią prokuratorzy. Wszak - jak zaznaczają – ujawnienie zeznań może pomóc tym, którzy jeszcze nie zostali przesłuchani. Można więc wysnuć wniosek, że to, co powiedział szef policji, jest niesłuchanie ważne dla sprawy.
Wszystko wskazuje więc na to, że zeznania Kowalczyka poznamy nieprędko. Zresztą SLD-owskim politykom nie śpieszy się z tym, bo od tego, co jest w zeznaniach, może zależeć niejedna polityczna kariera. Pokuśmy się o nakreślenie dwóch scenariuszy.
Pierwszy: Po odtajnieniu okazuje się, że Antoni Kowalczyk składał sprzeczne wyjaśnienia. Najpierw krył swojego - byłego już - szefa Zbigniewa Sobotkę, aż wreszcie przyznał, że go nielegalnie poinformował o planowanej akcji starachowickiej. Tym samym czarno na białym okazałoby się, że po pierwsze - kłamał Sobotka mówiąc, że o akcji dowiedział się z mediów; po drugie – kłamał szef policji i to w prokuraturze. Za to grozi odpowiedzialność karna. Dymisja w tej sytuacji powinna być automatyczna.
Dla Sobotki oznaczałoby to potwierdzenie podejrzenia, że to on, mając taką szczegółową wiedzę, przekazał ją koledze posłowi Długoszowi. Ten z kolei Jagielle, a Jagiełło starachowickim radnym, oskarżonym o mafijne powiązania. Tym samym odpowiedzialność polityczna spadłaby też na ministra Krzysztofa Janika. Przed dymisją nie powinno go uratować żadne tłumaczenie ani żadne polityczne umocowanie.
Jest też scenariusz numer dwa: Po odtajnieniu okazuje się, że Kowalczyk nie kłamał i to nie on powiedział Sobotce o planowanej akcji starachowickiej. Wtedy szef policji zostaje oczyszczony, minister Janik uniknie dymisji, pogrążony zostaje zaś minister Grzegorz Kurczuk, który wyraźnie mówił, że Kowalczyk zeznania zmienił. Wtedy ministra sprawiedliwości czekają kłopoty. Sobotkę trochę mniejsze, choć śledztwo trwa i podejrzenia o przekazaniu informacji posłom pozostają.
Czy to oznacza, że minister Kurczuk postawił wszystko na jedną kartę? O pozostającym do niedawna w cieniu ministrze sprawiedliwości mówi się ostatnio, że jest jednym z motorów wewnętrznych tarć w SLD. O co gra Grzegorz Kurczu, posłuchaj w relacji reportera RMF Cezarego Potapczuka: