Ponad 2,5 tysiąca mieszkańców Włocławka drży o swoją przyszłość. W tym 120-tysięcznym mieście niepewny jest los dwóch największych pracodawców – zakładów chemicznych Anwil i fabryki lin stalowych Drumet. O swoją przyszłość obawiają się wszyscy, którzy pracują w firmach powiązanych z obiema fabrykami. Gdyby upadły, zatrudnienie mógłby stracić co dziesiąty zdolny do pracy mieszkaniec miasta.
Należące do grupy Orlen zakłady azotowe Anwil mają zostać sprzedane, ale wciąż nie wiadomo komu. Na razie chyba nie ma w Polsce firmy, która w dobie kryzysu byłaby w stanie wyłożyć 2 mld złotych. Z kolei producenta lin stalowych Drumet dobiła silna złotówka i kulejący eksport. Gdy kilka lat temu fabryka była w doskonałej kondycji, Drumet kupował maszyny, urządzenia, linie technologiczne. Płatności rozłożone są na wiele lat i sięgnęły obecnego kryzysu - mówi Andrzej Galczak, rzecznik prasowy Drumetu.
Nastroje w mieście są grobowe. Po rozmowach z mieszkańcami wyłania się obraz miasta ogarniętego strachem. Mieszkańcy mówią, że fabryka lin stalowych musi wyjść na prostą; nie zgadzają się też na to, by Orlen sprzedał zakłady Anwil. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Tomasza Fenske:
Utrata kilku tysięcy miejsc pracy byłaby dla regionu bardzo groźna. Stopa bezrobocia we Włocławku i tak już jest wysoka - wynosi ponad 12 proc. Gdyby zatrudnienie straciło nagle kilka tysięcy osób, Włocławek stałby się po prostu wymarłym miastem bez pracy.
Uczelnie we Włocławku przestawiają się na nowe kierunki, by zatrzymać młodzież chcącą wyjechać z miasta. Czy po niepokojących doniesieniach są jeszcze młodzi ludzie, którzy wiążą swoją przyszłość z miastem?
Zarząd Anwilu w liście do RMF FM zapewnił, że zakładowi nie grozi upadłość, a w przypadku sprzedaży zakładu, przyszły właściciel zapewni dalszy rozwój firmy