Doradca duchowego przywódcy Szyitów, Moktady al-Sadra zapowiada, że powstanie przeciwko zagranicznym wojskom, okupującym kraj będzie kontynuowane aż do zwycięstwa. Niepokoje, wzniecane przez szyitów trwają od kilku dni. Stany Zjednoczone zastanawiają się więc nad wysłaniem do Iraku dodatkowych wojsk.
Przekonanie, że administracja Busha postępuje w Iraku właściwie, zaczęło ostatnio dość ostro spadać. Biały Dom popiera w tej sprawie zaledwie 40 procent ankietowanych. Wciąż stosunkowo wiele osób – ponad 55 procent – twierdzi, że decyzja o wkroczeniu do Iraku była słuszna. Jednak i tu poparcie spada, z czym Bush wkrótce może mieć rzeczywisty problem.
Administracja podkreśla, że data przekazania władzy w Iraku nie ulegnie zmianie. Ostatnio jednak pojawiły się ze strony demokratów oskarżenia, że Biały Dom nie prezentuje poza datą żadnego precyzyjnego planu, jak to zrobić.
W tym tygodniu do obiegu oficjalnie weszło słowo, na które wszyscy są uczuleni – Wietnam. Jeśli to porównanie, którego po raz pierwszy głośno użył senator Edward Kennedy na dobre zagości w umysłach Amerykanów, iraccy ekstremiści będą mogli uznać swą najnowszą kampanie przemocy za sukces.
Biały Dom podkreśla jednak dwie sprawy, które odróżniają Irak od Wietnamu. Rebelianci nie mogą liczyć na to, że Waszyngton się wycofa, a po drugie, że to wojskowi a nie politycy kierują przebiegiem działań amerykańskich sił zbrojnych.
Posłuchaj także relacji korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego: