Odsetek nieregularnych kredytów hipotecznych wzrósł w ciągu kwartału dwukrotnie. To wina franka. Najszybciej psują się kredyty zaciągane rok temu, w czasach, gdy złoty był silny – pisze „Puls Biznesu”.
Amerykanie mówią, że z kredytami hipotecznymi jest jak z małżeństwem – zaczynają się psuć po siedmiu latach. Wydawało się, że w Polsce będzie podobnie, bo przez ostatnie lata długi za mieszkania kupione na kreskę spłacane były wręcz wzorowo. Niestety, wiele wskazuje na to, że kryzys przyjdzie wcześniej. Pojawiają się bowiem pierwsze niepokojące sygnały, że coś zaczyna się psuć w portfelu kredytów hipotecznych. I to wcale nie tych z dłuższą metryką.
Tak wynika z niepublikowanych wcześniej danych Biura Informacji Kredytowej, zaprezentowanych przed dwoma tygodniami na spotkaniu z bankowcami. Na koniec lutego tego roku odsetek opóźnionych kredytów wynosił 0,49 proc. Niewiele? To prawda, że w całej masie kredytów, których liczba przekracza 1,2 mln sztuk, to śladowa ilość. Niepokoi jednak dynamika z jaką pogarsza się jakoś portfela. Cztery miesiące wcześniej odsetek kredytów nieregularnych zaciągniętych w 2008 r. był dwukrotnie mniejszy i wynosił 0,24 proc.
To jeszcze nie wszystko, bo mowa jest o całym portfelu. Spójrzmy jednak na poszczególne waluty, w jakich zadłużali się kredytobiorcy. Znowu czeka nas niespodzianka. Dotąd kredyty we frankach były znacznie regularniej spłacane niż kredyty w narodowej walucie, co było nawet wykorzystywane jako argument za kontynuowaniem akcji kredytowej w CHF. Do czasu. Jak się okazuje, franki nie przetrwały próby czasu. Od października odsetek niespłacanych na czas kredytów we frankach zwiększył się trzykrotnie z 0,15 proc. do 0,44 proc. Złotowe kredyty też wahnęły się w tym czasie, lecz nieznacznie z 0,42 proc. do 0,56 proc.