Podsłuchy telefoniczne, monitorowanie domów i biur, przechwytywanie poczty elektronicznej - to tylko przykłady nacisków, które stosują Stany Zjednoczone wobec dyplomatów zasiadających w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, aby skłonić ich do poparcia ataku na Irak. Brytyjski tygodnik "The Observer" twierdzi, że dotarł do tajnego dokumentu, który potwierdza nieczystą grę Waszyngtonu.
Zdaniem gazety dokument powstał w Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Widnieje na nim data 31 stycznia 2003, a jego autorem ma być Frank Koza, szef jednego z działów Agencji.
Dokument został przesłany do zaprzyjaźnionych zagranicznych służb wywiadowczych. Nakazuje się w nim prowadzenie ścisłego nadzoru nad członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ - oczywiście za wyjątkiem Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii - aby dostarczać do Białego Domu dokładne informacje na temat intencji dyplomatów w sprawie Iraku.
"Observer", powołując się na ów tajny dokument, twierdzi, że szczególnemu nadzorowi poddani zostali delegaci Angoli, Kamerunu, Chile, Meksyku, Gwinei i Pakistanu. Właśnie o głosy tych państw walczą z jednej strony zwolennicy wojny na czele ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią oraz ci, którzy chcą dać Irakowi więcej czasu - przede wszystkim Francja, Chiny i Rosja.
Foto: Archiwum RMF
05:35