Naszym zarobkom daleko jeszcze do unijnego poziomu, za to ceny szybko się do niego zbliżają. Zwłaszcza ceny nieruchomości. W zeszłym roku mieszkania w największych miastach podrożały nawet o kilkanaście procent.
W Warszawie za metr kwadratowy płaci się sporo powyżej 4 tys. złotych, niewiele mniej kosztują mieszkania w Krakowie. Nieruchomości są tak drogie, bo w naszym kraju buduje się zdecydowanie za mało mieszkań.
Aby dostać zezwolenie na budowę, trzeba stoczyć wielomiesięczny bój z urzędniczą machiną. Z pewnością sytuację poprawiłoby uchwalenie planów zagospodarowania, jednak problem w tym, że większość gmin nie spieszy się z tym. Do tego dochodzi jeszcze coraz wyższy koszt materiałów budowlanych, robocizny i działek pod budowę.
Mieszkań mało, ale chętnych wielu. U warszawskich developerów mieszkania sprzedają się jeszcze przed rozpoczęciem budowy. A największą popularnością - właśnie ze względu na cenę - cieszą się małe mieszkania. Po jedno, dwupokojowe mieszkania ustawia się kolejka - mówi Jacek Krawczykowski z jednego z sopockich biur nieruchomości. Lokal w Sopocie warty około 50 tys. złotych sprzedawany jest w ciągu kilku godzin - dodaje.
To wszystko tworzy taki stan permanentnego wzrostu, który wg naszych kalkulacji będzie się utrzymywał przez najbliższych parę lat - przewiduje przedstawiciel jednego ze stołecznych biur nieruchomości. Kilkanaście procent co roku…
Ceny mieszkań rosną i dlatego wciąż wielu (zbyt wielu) polskich rodzin nie stać na kupno własnego M. Tak jak np. Magdy i Łukasza, młodego małżeństwa z Poznania (Od trzech miesięcy także rodziców małego Mateusza). Oboje pracują: on jest elektrykiem, ona fryzjerką. Mimo dwóch pensji o samodzielnym mieszkaniu mogą tylko pomarzyć. Mieszkają w bloku razem z rodzicami. Posłuchaj:
Młodzi poznaniacy, Magda i Łukasz, mają szansę na mieszkaniowy kredyt, ponieważ spełniają warunek posiadania stałego zatrudnienia. - Jest szansa, żeby uzyskać kredyt nawet na sto procent wartości nieruchomości - zapewnia przedstawiciel jednego z dużych banków. Jednak na wysokość kredytu wpływa poziom uzyskiwanych dochodów, a w przypadku pary poznaniaków, zarabiających około 2,5 tysiąca złotych, może to być około pięćdziesięciu tysięcy złotych. Taka suma, w Poznaniu, Krakowie czy Trójmieście, wystarczy zaledwie na około 12 metrów kwadratowych mieszkania. Pozostaje więc poszukać własnego M w mniejszej miejscowości bądź postarać się o lepiej płatną pracę.
W podobnej sytuacji jest - jak się szacuje - 700 tys. osób. I chociaż Ministerstwo Infrastruktury twierdzi, że Polacy są zadowoleni - to i tak jesteśmy mieszkaniowym skansenem Europy. Zarówno jeżeli chodzi o liczbę mieszkań, jak o ich jakość, wielkość i wyposażenie.
Pobudzać budownictwo próbowały wszystkie rządy - z mizernym skutkiem. Przypomnijmy, tylko kredyty ministra Pola, z których skorzystało - uwaga - kilkadziesiąt osób. Wprawdzie i teraz rząd ma pomysł, a dokładnie 25-letnią strategię; tyle tylko że ktoś musiałby ją zrealizować.
A założenia – jak zawsze są trafne i interesujące. Nie należy mieć złudzeń, że każdego będzie stać na mieszkanie i nie każdy musi być właścicielem - tłumaczy przedstawiciel departamentu mieszkalnictwa. Problem jest nie z tymi ludźmi, których stać na mieszkanie, tylko z tymi, którzy powinni mieć dostęp do mieszkań na wynajem.
I strategia przewiduje szereg mechanizmów, które zmusiłyby gminy, spółdzielnie mieszkaniowe i prywatnych inwestorów do budowy na wynajem. Problem w tym, że gminy zamiast budować, sprzedają stare mieszkania, aby pozbyć się kłopotów. A jeśli budują, to dla bogatych…
Liczba nowych mieszkań to jeden ze wskaźników, który - w porównaniu z całą Unią Europejską - w Polsce wypada zdecydowanie niekorzystnie. Daleko jest nam choćby do Hiszpanii, która po wstąpieniu do struktur europejskich, przeżyła budowlany boom. Powstało tam wówczas siedemset tysięcy nowych mieszkań, podczas gdy w Polsce zaledwie sto tysięcy. Potrzeby są siedmiokrotnie wyższe.
Rząd nie przewiduje także wprowadzenia nowych ulg, które mogłyby wpłynąć na pobudzenie budownictwa mieszkaniowego. Trzeba się więc zadowolić istniejącą już ulgą remontową. Ministerstwo Infrastruktury nie obawia się jednak, że Polska stanie się krajem rozsypujących się bloków, i broni trwałości „wielkiej płyty”. Jednocześnie urzędnicy przyznają, że trudno będzie zapobiec tworzeniu się enklaw biedy.
To jednak nie koniec problemów polskiego budownictwa. Kolejnym niedostatkiem jest częstotliwość remontów – bloki modernizowane są średnio raz na dwadzieścia lat. - Brudny, odrapany, wstrętny - tak o swoim bloku mówi katowiczanka, mieszkanka jedenastopiętrowego wieżowca, położonego w ścisłym centrum miasta. I choć większość mieszkańców regularnie opłaca czynsz, w budynku nie ma domofonu, a mieszkańcy sami malują klatkę schodową. Rozmawiał z nimi nasz reporter: