W Jerozolimie w czasie porannych godzin szczytu palestyński zamachowiec-samobójca zdetonował w autobusie miejskim ładunek wybuchowy. Zginęło 11 osób, a ponad 40 zostało rannych. Stan 6 z nich określany jest jako ciężki.
Do eksplozji doszło w południowej części miasta. Autobus miał dojechać do centrum; był pełen ludzi, którzy chcieli dostać się do pracy. Podróżowały nim również dzieci.
Świadkowie mówią, że eksplozja była potężna. Wybuch niemal całkowicie zniszczył autobus. Część ciał była spalona. Krwawe szczątki ofiar zamachu wybuch przeniósł na odległość aż 30 metrów od pojazdu.
Nie jest jasne, w jaki sposób i gdzie zamachowiec wsiadł do autobusu. Policja uważa, że prawdopodobnie terrorysta wybrał jedno z siedzeń z przodu pojazdu i tam, kiedy autobus zapełnił się pasażerami, zdetonował materiały wybuchowe, które miał ze sobą.
Do zamachu przyznało się wojskowe skrzydło palestyńskiej organizacji Hamas, która oświadczyła, że jest to piąty z 10 planowanych zamachów będących odwetem za zabicie w lipcu przez Izrael ich przywódcy Salaha Shehady.
Dzisiejszy atak na autobus był pierwszym palestyńskim zamachem samobójczym w Izraelu od 4 listopada, a w Jerozolimie od czterech miesięcy. Premier Izraela Ariel Szaron spotkał się wkrótce po ekspolzji z dowództwem armii i zapowiedział, że Izrael zastrzega sobie prawo do kroków odwetowych.
PALESTYŃSKIE ZAMACHY SAMOBÓJCZE OD WRZEŚNIA 2000 ROKU
Zdaniem policji terrorysta, który zdetonował ładunek, przybył z Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu. Jeśli okaże się to prawdą, Izrael może w najbliższym czasie wysłać wojska do tego miasta i przylegających do niego wiosek.
Foto: Archiwum RMF
19:45