Telewizja BBC wyemitowała pierwszy odcinek nowej serii programu Top Gear. Po odejściu z ekipy Jeremiego Clarksona, nowym prezenterem został DJ i dziennikarz radiowy Chris Evans. Fani programu, przywiązani do sprawdzonej formuły a przede wszystkim do specyficznego poczucia humoru Clarksona, od razu w mediach społecznościowych wydali wyrok.

"Evans nie jest śmieszny. Krzyczy do mikrofonu i próbuje udawać Jeremiego Clarksona". To tylko niektóre z łagodniejszych opinii widzów. Inne porównują nowy Top Gear do taniej podróbki, podkreślając np. że wyścig trzykołowych samochodów - który pojawił się w premierowym odcinku - był kalką podobnego wyczynu, którego Jeremi Clarkson dokonał z kolegami 6 lat temu. Wtedy jednak było to bardziej zabawne.

W czasach swej największej świetności, Top Gear, przynosił BBC dochód na rocznym poziomie 50 milionów funtów. Program był jednym z najbardziej znanych "produktów eksportowych" korporacji. Jego poprzedni gospodarz Jeremy Clarkson, zmuszony został do odejścia po tym jak wyszło na jaw, że pobił jednego z producentów. Prezenterowi nie przedłużono kontraktu. Wraz z nim plan opuścili dwaj pozostali współtwórcy programu:  James May i Richard Hammond.

Podczas premierowego odcinka nowej serii Chris Evans pozwolił sobie na żart kosztem poprzedniej ekipy. Podkreślił, że w programie nie będzie mowy o jedzeniu. Nawiązał w ten sposób do tego, że Clarkson pobił producenta, bo nie mógł po całym dniu pracy zamówić steka w hotelowej restauracji.

Bez Stiga, Maya i Hammonda

W pokazanym wczoraj programie, padło jeszcze kilka uwag pod adresem poprzedniej ekipy. M.in. na temat Stiga - tajemniczego kierowcy w białym kasku - którego nie ma w nowej edycji programu. W prowadzonym przez Jeremiego Clarksona programie na Amazon, Stig nie może się pojawiać, ponieważ jego ekranowy wizerunek cały czas należy do BBC.

Clarkson, May i Hammond nie skomentowali wczorajszej emisji swojego byłego programu. Mniejszą powściągliwością okazała się córka kontrowersyjnego prezentera, która pisząc na Twitterze, zasugerowała że show Evansa nie dorasta do pięt programom realizowanym przez jej ojca.

Profesjonalni krytycy zaznaczają, że to dopiero początek nowej serii. Mają nadzieję, że kolejne będą lepsze. Wskazują głównie na brak chemii miedzy Evansem a jego telewizyjnym partnerem, amerykańskim aktorem Mattem LeBlanclem. "Nie wydaje się że ci faceci po pacy idą razem na drinka" - to komentarz jaki pojawił się w dzienniku "The Guardian". "Obaj panowie przypominają parę studentów, którzy przypadkiem trafili do tego samego akademika i będą musieli w jednym pokoju spędzić cały semestr" - tak współpracę nowych prowadzących podsumował jeden z internautów. 

(ug)