Jeremy Clarkson po raz pierwszy podjął próbę wytłumaczenia się z incydentu, do którego doszło w marcu na planie słynnego motoryzacyjnego show Top Gear. Jak powiedział prezenter, kilka dni przed tym, jak stracił nad sobą panowanie i uderzył producenta usłyszał, że prawdopodobnie jest chory na raka.
Jak napisał Clarkson w swoim felietonie na łamach "Sunday Times", dwa dni przed incydentem lekarze powiedzieli mu, że prawdopodobnie ma nowotwór złośliwy języka.
"Dwa dni przed incydentem powiedziano mi, że guzek na moim języku to prawdopodobnie nowotwór i że muszę sprawdzić to natychmiast. Ale nie mogłem tego zrobić. Byliśmy w środku kręcenia serii Top Gear. A Top Gear zawsze był na pierwszym miejscu" - napisał prezenter.
Do awantury doszło więc - według Clarksona - w "najbardziej stresujących dniach w ciągu 27 lat w BBC".
Prezenter w felietonie opisał również swoją obsesję na punkcie pracy w programie, zwłaszcza po rozpadzie jego małżeństwa i śmierci matki, oraz "ogromne poczucie straty", jakiego doświadczył po zwolnieniu z BBC.
Prezenter napisał również, że mimo "straty swojego dziecka", jakim był kultowy Top Gear, ma w planie zrobić nowy motoryzacyjny show. Na razie nie wiadomo jednak, czy będą z nim współpracować jego dotychczasowi telewizyjni partnerzy - James May i Richard Hammond.
Afera z udziałem słynnego gospodarza programu "Top Gear" wybuchła po tym, jak Jeremy Clarkson wpadł w szał, kiedy dowiedział się, że w hotelowej restauracji nie może zamówić steku kosztującego 22 funty. Nie chodziło jednak o cenę. Kręcone w Newcastle zdjęcia do programu zakończyły się bardzo późno i kuchnia była już zamknięta. W zamian zaproponowano mu talerz zimnych wędlin. Oficjalnie doszło do "przepychanek" między nim i producentem programu. W wyniku incydentu Oisin Tymon trafił na szpitalną urazówkę. Jeremy Clarkson stracił natomiast pracę w BBC.